środa, 9 kwietnia 2014

Rozdział 15

"...Justin..."

... Nie opuścisz mnie, prawda?-starałam się uniknąć jego wzroku jak tylko mogłam. Strasznie bałam się odpowiedzi. Kochałam go. Przez cały czas go kochałam, ale oszukiwałam siebie samą. Krzywdził mnie, ale nie obchodziło mnie to. Wiedziałam, że go podpuszczali. Wiem, że jestem brzydka, jeszcze z aparatem i okularami.
-Nigdy.-wyrwał mnie z zamyśleń. Po chwili do mnie dotarło, co powiedział. W moich oczach pojawiły się łzy. Przytuliłam go delikatnie. Wiedziałam, że nie jest do końca silny. Któż by był po tylu operacjach.
-Dziękuję...-szepnął mi we włosy. Po chwili poczułam jak na moje ramię skapnęły 2 samotne słone łzy. Przytuliłam go mocniej, ale nadal ostrożnie. 

***

Dni mijały w mgnieniu oka. Codziennie widywaliśmy się w parku. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Nie było czasu na nudę. w tym czasie strasznie się do siebie zbliżyliśmy. Bałam się przyszłości. Teraz starałam się o tym nie myśleć tylko cieszyć się teraźniejszością. Z moim i Justina zdrowiem było już w porządku. Ogromnymi krokami zbliżał się wypis. Ja będę musiała wyjechać za granicę do odpowiedniego sanatorium. Czyli czeka nas wielka rozłąka. Wierzę, że ją wytrzymamy. Musimy. Chcę aby to Justin okazał się tym jedynym. Niestety nic nie jest pewne, bo mój ukochany ma nadal osłonkę "Bad boy'a".

***

-Dzień dobry -odparł znienawidzony przeze mnie lekarz
-Witam.- uśmiechnęliśmy się krzywo, za to pan Wilson. Cały czas to robił. Bałam się go. To śmieszne, ale dla mnie był oschłym egoistą, a do Justina był miły i ciągle obdarzał go perlistym uśmiechem.

-Jest pan gejem?-powiedział prosto z mostu Justin, zbił mnie z tropu.
-Tak-westchnął- aż  tak po mnie widać?
-Trochę tak. Uśmiecha się pan do mnie cały czas, jest pan dziwnie miły i aż za bardzo sympatyczny. 
-Przepraszam-powiedział zakłopotany.
-Nic się nie stało, tylko chcę aby pan wiedział, że jestem w stu procentach hetero seksualny, a moja ukochana stoi po mojej lewej stronie.-spojrzał na mnie, a na mojej twarzy zagościł ogromny rumieniec.

***
Dzisiaj dostaliśmy wypis. Niedługo będziemy wychodzili stąd. Z jednej strony bardzo się cieszę, a z drugiej jestem strasznie smutna. To dzisiaj, dzisiaj zacznie się rozłąka na 2 miesiące. o 14.20 przyjeżdża po mnie samochód. Obecnie jest 11.55. Zostało nam mało czasu. Tak, wiem strasznie to przeżywam.

-Co się dzieje?-podszedł do mnie i czule przytulił
-Justin, to już niedługo...
-Kochanie, nie przejmuj się tym. Ten czas szybko minie.
-Justin to całe 2 miesiące, ja nie wytrzymam tak długo-mruknęłam z nie zadowoleniem.
-Nie smuć się. To naprawdę nie będzie trwało długo.
-Jus, co już kombinujesz ?
-Nic skarbie, nic takiego czego później będziesz żałowała.
-Czyli się teraz nie dowiem prawda?
-Nie-przysunął się bliżej mnie i musnął moje usta.

Moich rodziców i brata nie widziałam już od 2 miesięcy. Może gdzieś wyjechali. Nie wiem. Tu nie dostawałam żadnych informacji o nich. Trochę się boję, w sumie sama nie wiem co myśleć. Nie mięli nigdy wrogów, byliśmy normalną, bezproblemową rodziną. Nie dopuszczałam się żadnych negatywnych myśli. Zawsze byłam optymistką. Nikt nie wie, że w tak drobnym ciele istnieje tyle problemów. Codziennie zakładam na siebie maskę. Nikt nie jest w stanie odczytać moich uczuć. uważam, że jestem strasznie skomplikowana. Jestem strasznie wrażliwa. Strasznie wczuwam się w nowe znajomości i stałe przyjaźnie. Strasznie boję się odrzucenia. Nie raz w życiu byłam wyśmiewana, samotna. Myślałam, że nigdy się już nie zakocham, ale pojawił się Justin. Nie wiedziałam co do niego czuję. W jego oczach widzę to czego nie widzę w żadnych innych. Jego oczy to są mają w sobie takie prawdziwe iskierki. Potrafiłam o nich myśleć całymi dniami, śnić. Co prawda zranił mnie, ale potrafię mu wybaczyć, tu teraz.

***

Pod oknem zauważyła czarnego SUV'a, w jej oku zakręciła się samotna łza. Podeszła do Justina i wtuliła się w jego ciepłą klatkę piersiową.

-Muszę już iść. Kocham Cię, dzwoń.
-Spokojnie Skarbku. Też Cię kocham, będę. Do zobaczenia... "niedługo" pomyślał przytulił mocniej się do niej. Pocałował ją czule w czubek głowy i uśmiechnął się pocieszająco...


_________________________________________________________________________

PRZEPRASZAM, NIE BYŁO MNIE I NIE MIAŁAM JAK NAPISAĆ. 

SMUTNO, MAM NADZIEJĘ, ŻE MNIE NIE ZOSTAWICIE. KOCHAM WAS <3

INFORMUJĘ

 


piątek, 21 marca 2014

Rozdział 14

"-Proszę pani..."

-C-co się stało?
-Podczas operacji Justin stracił bardzo dużo krwi. Są bardzo małe szanse na przeżycie, ale robimy wszystko co w naszej mocy. -powiedziała młoda kobieta ze skruchą. Nic nie powiedziałam, po prostu zaczęłam płakać. Kobieta podeszła do mnie i mnie przytuliła. Nie spodziewałam się tego, ale potrzebowałam tego. Po chwili zaczęłam głośno szlochać, ale nie mogłam opanować moich łez. Chłopak, którego kocham może umrzeć. Zostałam z tym zupełnie sama. Nie mam wsparcia od rodziców i brata. Jak to cudnie brzmi. Nigdy nie przeszkadzała mi samotność. Lubiłam siedzieć sama, wspominać i płakać. Zawsze wkurzało mnie to jak ktoś zadawał zbyt dużo pytań, lub jak ktokolwiek za dużo gada. Potrzebowałam bliskości mojego brata. Nie rozumiem dlaczego go tu nie ma. Zawsze się kłóciliśmy, ale po kilku godzinach rozmawialiśmy normalnie. Mam nadzieję, że za parę dni, godzin tu przyjdzie. Muszę być silna. 

-Dzień dobry.- do sali weszła kobieta z jasnymi włosami i okularami. 
-Klaudia? -szepnęłam
-Cz-cześć..
-Hej. Co Ty tu robisz?
-Jak się dowiedziałam, że leżysz tu, to od razu przyjechałam. Bałam się. Pamiętaj, ja Cię zawsze kochałam. Nawet gdy ze sobą nie gadałyśmy, to w głębi duszy wierzyłam, że jeszcze się pogodzimy i znów będziemy jak siostry. Sasana, ja tęsknię. -teraz już płakałyśmy teraz dwie.
-Chodź tu! -Klaudia podbiegła do mnie szybko i się przytuliłyśmy. Tęskniłam za jej bliskością, za jej wsparciem, pocieszaniem, wyjątkowym humorkiem i zapachem, po prostu za wszystkim. W głębi duszy wiedziałam, że już się nie rozstaniemy. 
-Cii, będzie dobrze. -wodziła opuszkami palców po moich plecach, uspakajało mnie to, jak zawsze.
-Dzię-dziękuję
-Spokojnie, pójdę zapytać się pielęgniarki co dokładnie z nim, ok?-skinęłam głową.

W pomieszczeniu zauważyłam krzyż, klęknęłam przed nim i zaczęłam się modlić. Nie powiem, że nie, ale wylałam wiele łez. Nie wiem dlaczego przytrafiło się to właśnie mu. Jak zawsze prosiłam o to samo.


"Panie Boże, proszę, aby ludziom na Ziemi żyło się lepiej,
aby każdy stawał się lepszym człowiekiem,
aby Babci w niebie żyło się lepiej,
by mój mały braciszek był tam grzeczny,
by nikt nie musiał w nocy płakać,
aby nikt już nigdy nie cierpiał.
Tym razem proszę o jeszcze jedną rzecz.
Moja Babcia powiedziała, że ten młody chłopak, którego kocham, będzie Tym jedynym.
teraz odbywa on bardzo poważną operację.
Proszę, pomóż mu, błagam!
Kocham Cię i za wszystko przepraszam.
Chcę być lepszym człowiekiem, staram się.
Wierzę, że kiedyś osiągnę mój cel.
Jeszcze raz przepraszam."

Nagle do pokoju weszła Klaudia.
-Udało się! 
-Dziękuję-szepnęłam, po czym wtuliłam się w przyjaciółkę. Wiedziałam, że dzięki Niemu się udało, znów byłam wdzięczna. On jako jeden z niewielu mnie rozumie. Jestem Mu strasznie wdzięczna, mam nadzieję, że kiedyś będę mogła zrobić to osobiście.

***

Po kilku dniach wszystko było w normie. Mogłam samodzielnie chodzić, schylać się. Lubiłam wychodzić do ogródka za szpitalem- tak, jeszcze tu jestem. Cieszyłam się, bo Justin wracał do zdrowia. Nie wiem gdzie są moi rodzice, nie obchodzi mnie to. Nigdy się mną nie interesowali. Praktycznie zawsze byłam sama. Mojego brata nigdy nie było w domu. Często wychodził z domu na imprezy, ale mu jako jedynemu ufałam.  
-Dziękuję- usłyszałam znajomy głos, ale nie wierzyłam, że to może być on. 
-Justin?!- moje oczy prawie wyszły z orbit.
-Tak...-szepnął, ja rzuciłam mu się na szyje, a z moich oczu poleciały łzy. Położył delikatnie dłonie na moich plecach i zaczął po nich jeździć opuszkami palców. 
-C-co Ty tu robisz?
-Tam -wskazał palcem w kierunku jednego z wielu okien- jest sala, w której obecnie się znajduję. Czyli mam bardzo doby widok na ogród. Jest piękny. Od kilku dni wyglądam codziennie i obserwuję jedną wyjątkową kobietę. Zastanawiam się o czym ona tak myśli, jednak w tym czasie zastanawiam  się dlaczego, ta kobieta naraziła swoje życie, ratując moje.
-Justin... Mi bardzo na Tobie zależy, ja tak bardzo się bałam. Miałeś tyle operacji. Codziennie lały się łzy. Nikt nie mógł ze mną porozmawiać, bo nie odpowiadałam. Cały czas się modliłam, abyś z tego wyszedł. Nikt mnie nie rozumiał. Justin...



______________________________________________________________________________
BEZNADZIEJAA!
BRAK WENY, ALE STARAŁAM SIĘ COŚ WYMYŚLIĆ!
ZA TYDZIEŃ BĘDZIE NA 100% LEPIEJ.
PRZEPRASZAM.
KOCHAM WAS, DOMI ;*
(KTO CHCE BYĆ INFORMOWANY, NIECH NAPISZE W KOMENTARZU ASK 'A LUB GG)

sobota, 15 marca 2014

Rozdział 13

"-Czy mogę go zobaczyć?- zapytałam z nutką nadziei..."

-Umm.. Justin nadaj jest pod narkozą.
-Nie szkodzi, chciałabym go zobaczyć.- uśmiechnęłam się znacząco
-Dobrze, zaraz zawołam pielęgniarkę z wózkiem. Na razie nie może pani schylać się i chodzić. Musi pani bardzo uważać- skinęłam głową.

 Doktor wyszedł po chwili, a moją głowę zaatakowało 5 tysięcy myśli, oczy wypełnił strach, ale starałam się wyglądać pewnie. W mgnieniu oka pojawiła się starsza, niska osoba, a na jej twarzy ciągle widniał uśmiech- zazdrościłam jej tego. Pomogła mi wejść na wózek, można również stwierdzić, że mnie na niego przeniosła, było mi niezręcznie, ale ona posłała mi promienny uśmiech, który od razu odwzajemniłam. 

Podążałyśmy korytarzem, tak jak juz wspominałam, nie lubię szpitali, bo większość z tych ludzi wyglądała jak byłaby skazana na męczeńską śmierć czy coś w tym stylu, a tak naprawdę, mieli lekkie urazy czy coś.
Gdy się tak rozglądałam zauważyłam coś na co nigdy nie zwracałam uwagi. Ludzie tu byli nieskazitelnie intrygujący. W kąciku dla dzieci siedział samotny chłopiec, który miał podłączoną kroplówkę, ale był uśmiechnięty. 

-Możemy tam podjechać? -zapytałam niewinnie i wskazałam ręką na kącik.
-Pewnie-uśmiechnęła się jeszcze szerzej, myślałam, że już bardziej się nie da, ale mnie zaskoczyła.
-Chcesz zostać z nim sama?
-Uh, mogłabym?
-Owszem-uśmiechnęłam się ciepło, a po chwili pielęgniarka odeszła do ekspressu po kawę.
-Cześć, mam na imię Roksana.
-Ceść, ja mam na imię Koldian. -jakie to było urocze.
-Miło mi cię poznać. A tak w ogóle to co tu robisz?
-Mi panią tes. Musę tutaj siedzieć bo powiedzieli, ze nie duzo casu mi zostało i muse być na obselwacji, ale z tego co wiem, to mozna mnie jesce uratowac, ale ta opelacja jest baldzo dloga, a ja z mamusią nie mam na nią pieniędzy. -posmutniał, nie zastanawiałam się długo, tylko podjechałam do niego i go uścisnęłam, było mi smutno i wiedziałam, że muszę pomóc. 
-Będzie dobrze, zobaczysz. -uśmiechnęłam się do niego, a on uścisną mnie jeszcze bardziej. -A i jeszcze jedno, nie nazywaj mnie "pani", bo czuję się staro.
-Dobze, Loksano
-Proszę pani, musimy już iść, bo niedługo musi pani wracać do łóżka.
-Okej. Do zobaczenia Kordian.

Po sekundce byliśmy przed salą numer 7, a mnie ogarnęły jeszcze większe nerwy, teraz zaczęłam panikować, Ania chyba to zauważyła.
-Jak nie jesteś gotowa to nie musisz tam iść.
-Denerwuję się, bo nie wiem co mam zrobić, ale go kocham, boję się, ale, że...po prostu musze tam wejść - Wziełam głęboki oddech i gdy tylko przejchałam wózkiem przez próg sali Justina urządzenia do których był podłączony wręcz oszalały. Podskoczyłam przerażona wpadajac w panike. Od razu na sale zaczęli sie zbierać lekarze przystepując do ratowania Justina. Mnie mimo mojej woli wyprowadzili.
- Co z nim ?! Co mu sie dziej ?! - Krzyczałąm na pielęgniarki które biegły do sali numer 7, lecz zadna nie zwrqacała na mnie uwagi. Byąłm roztrzęsiona, bałam sie o Jussa, cały czas błagałam żeby nic mu nie było. Do sali ciągle wbiegali nowi lekarze. Strasznie się bałam. Pytałam ciągle pielęgniarkę co się dzieje, ale nie chciała mi podać odpowiedzi. Zawieźli mnie do mojej sali, ja nawet nie miałam nic do gadania. Ręce mi się trzęsły, a serce waliło jak szalone. Minuty mijały nieubłaganie długo, a każda następna minuta stawała się gorszym koszmarem. Zaczęłam strasznie panikować. Mój organizm chyba był strasznie osłabiony, bo po chwili widziałam coraz większą ciemność, zemdlałam.

Byłam jakby w 2 świecie. Widziałam światło na końcu. Bardzo było tam pięknie. Nagle przed moimi oczami pojawiła się postać ubrana w białą szatę.
-babcia? -szepnęłam
-Witaj wnusiu.
-Babciu, boję się.-z moich oczu poleciały łzy
-Wiem  kochanie, bądź silna. Proszę nie okaleczaj się już. Bardzo mnie to boli. Patrzę i czuwam nad Tobą cały czas. Chcę abyś o tym wiedziała. Zawsze będziesz moją perełką.
-Babciu, potrzebuję Cię tam na ziemi! Chcę abyś była przy mnie..-teraz już się rozpłakałam
-Jestem z Tobą cały czas.
-J-j-j-jak to?- mówiłam poprzez szloch.
-Dbaj o tego tam na dole. Będę przy Tobie. Kiedyś na pewno do Ciebie przemówię, po prostu czekaj i nie pozwól mu odejść, a teraz musimy się pożegnać, czeka na Ciebie tam na dole. Kocham Cię perełko.
-Kocham Cię, babciu.

-Słyszysz mnie?-zapytał chrapliwym głosem lekarz. Zamrugałam kilka razy by przyzwyczaić się do światła  w pomieszczeniu.
-Co się stało?-zapytałam jeszcze lekko nie świadoma czegokolwiek
-Jak wiesz oddałaś szpik młodemu chłopakowi, miał on krwotok wewnętrzny i nadal trwa operacja, jest ona bardzo trudna, ale musimy dać radę. A co do Pani. Pani organizm jest osłabiony i nie może się Pani denerwować. -powiedział niemiłym tonem
-Wie Pan, że w moim przypadku jest to bardzo trudne!
-Wiem, ale proszę się uspokoić.
-Mógłby mnie Pan zostawić samą? Nie mam siły...-mężczyzna nic nie powiedział, tylko wyszedł.-Na szczęście- westchnęłam. Był on naprawdę niemiły. Miałam go już po dziurki w nosie. Po chwili zaczęłam myśleć o moim "śnie", w głębi duszy czułam, że tak jest. Pomodliłam się, zawsze czułam, że Bóg mnie słyszy, wiem, że nie wszyscy to czują. Zawsze chciałam kogokolwiek nawrócić do wiary. Religia w moim życiu stanowi bardzo dużą część.

-Proszę Pani...



___________________________________________________________________________

PRZEPRASZAM, ŻE TAK PÓŹNO, ALE NIE MIAŁAM JAK DODAĆ ROZDZIAŁ, PONIEWAŻ NIE MIAŁAM KOMPUTERA ;/// JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM. KOCHAM WAS! <3

niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 12

"-Pani Roksano, musimy już iść..."

-D-dobrze.
Weszłam z lekarzem do jednej z sal. Spojrzałam na moje ręce, które strasznie się trzęsły. Byłam przerażona, w głowie miałam 5 tysięcy myśli pesymistycznych, ale musiałam je wyrzucić z głowy. Robię to dla osoby, którą kocham, nie wiem czy ona kocha mnie. Jeśli to nie wyjdzie, to nie do końca się załamię ponieważ to jest jedno z moich marzeń. Nie wiem gdzie są moi rodzice, szczerze, nie obchodzi mnie to, zawsze mieli mnie głęboko, tak.. To boli, ale zdążyłam się przyzwyczaić. Alana nie ma praktycznie cały dzień w domu. Wraca zawsze o 3 w nocy, zapewne później zobaczy kartkę, ale wtedy będzie już po wszystkim.

-Proszę się przebrać w piżamę i położyć się na łóżku, zaraz przyjdzie pielęgniarka Ania i podłączy pani kroplówkę.
-Dobrze i dziękuję.-uśmiechnęłam się szczerze.
-Umm ... Nie ma za co. Temu chłopcu trzeba pomóc.
-Mam pytanie.
-Śmiało.
- Potrzebuję porozmawiać z kimś zaufanym, ale nie wiem kim. -spuściłam wzrok na podłogę.
-Wezwę psychologa, ale teraz proszę się przebrać i czekać cierpliwie. 
-Ok.

Z torby wyjęłam  moją luźną piżamę z Hello Kitty- moja ulubiona. Weszłam do łazienki, przebrałam się, związałam włosy i usiadłam na łóżku, wykonałam wszystko zgonie z zaleceniami doktora. Nie wiem ile tak siedziałam, straciłam rachubę czasu, ale po chwili weszła młoda dziewczyna może 3 lata starsza ode mnie. Domyśliłam się, że jest to zaufany psycholog, dopiero po studiach, dzięki temu, że była młoda, pewnie łatwiej mi się będzie z nią rozmawiało. 

-Witaj, słyszałam co chcesz zrobić, również słyszałam, że potrzebujesz pomocy.-uśmiechnęła się ciepło.
-D-dzień dobry -jąkałam się -Tak, przydało by mi się trochę wparcia.
-Jestem Ania i nie mów mi "dzień dobry", bo czuję się staro- zrobiła zabawną smutną minkę, na którą cicho się zaśmiałam.
-Ok, Ania. Nie chcę abyś pomyślała, że jestem jakaś nienormalna, bo mam 17 lat, a już chcę być dawcą i nie funkcjonować do końca normalnie.
-Nie myślę tak, ale wyrzuć to z siebie bo widzę, że cię już to zabija.
-Oh, dokładnie. A więc... Ten chłopak, który leży w sali numer 7 ma raka nerki, a ma ją 1, to on bardziej potrzebuje pomocy, bardziej niż ja. Kocham go, ale nie wiem czy on mnie. Boję się o to, że nie zaakceptuje tego co dla niego zrobiłam. -spuściłam głowę, a łzy cisnęły mi się do oczu, chciałam to powstrzymać, ale to było silniejsze ode mnie. -Jeśli nie będzie  mu to pasowało, to niby nic się nie stanie, bo spełnię swoje marzenia. Uwielbiam pomagać innym, jednak psychicznie jestem zbyt słaba i nie daję rady, dlatego chcę pomagać fizycznie-uśmiechnęłam się słabo, a samotna łza spłynęła mi po policzku.
-Nie przejmuj się tym. Nie znam go, ale jak jest prawdziwym mężczyzną, to będzie dziękował ci do końca życia. Nie wiem, czy inna 17-latka by odważyła się na taką pomoc. Widać, że go kochasz, będziesz do końca jego małym aniołkiem. Będzie dobrze. Zawszę będę z Tobą, wiesz gdzie mnie szukać i jak będziesz potrzebowała pomocy to wiesz gdzie mnie szukać. 
-Wiesz, że po tym zabiegu będę musiała wyjechać?
-Tak, wiem. Ale nie przejmuj się, będzie dobrze.
-Ale wydaje mi się, że wtedy będę cię potrzebowała najbardziej.
-Uh... To może podam ci mój numer?
-Dziękuję.-emocje przejęły mnie i łzy spływały mi strumieniami, ale Ania delikatnie je otarł, zabrała mi telefon i wystukała numer. 
-Zawsze jak będziesz mnie potrzebowała- dzwoń. 
-Witam, przyszłam podłączyć kroplówki.
-Dzień dobry.
-To ja już pójdę, do zobaczenia Roksano.
-Pa. Dziękuję. -uśmiechnęłam się ciepło

Pielęgniarka wyglądała na miłą i skromną kobietę. Widać było, że cieszy się życiem -uh, jak ja jej zazdroszczę. Delikatnie przemyła zgięcie na mojej prawej ręce płynem antybakteryjnym, po czym lekko osuszyła wacikiem.

-Teraz lekko zakuje.-wbiła ostrożnie igłę w żyłę, na całe szczęście znalazła ją szybko. Nie lubię szczepionek, zastrzyków, ogólnie nie lubię igieł. 
-Połóż się, a ja podłączę ci inne urządzenia, które są niezbędne podczas operacji.- uśmiechnęła się ciepło, odwzajemniłam, pielęgniarka zrobiła swoje, po czym dała mi tabletki i wodę do popicia, łyknęłam to szybko, po chwili moje powieki stawały się ciężkie. Gdy już zasypiałam zobaczyłam wbiegającego Alana.

-Nie! Nie mo... 


**  PO OPERACJI **

Otworzyłam oczy, a światło mnie oślepiło, więc ponownie je zamknęłam. Po chwili zaczęłam mrugać i się powoli przyzwyczajałam. Przy moim łóżku zobaczyłam Alana, który trzymał moją rękę, ścisnęłam ją mocniej.

-Co się dzieje?
-Obudziłaś się! -krzyknął uradowany
-Co jest z Justinem? Ile tutaj siedzisz? Zawołaj lekarzy!
-Whoa, spokojnie.. Siedzę tu dokładnie 36 godzin, a o stanie Justina powiedzą ci lekarze. Wiesz, że się zawiodłem?!
-Dlaczego ?! Źle zrobiłam bo co?! Bo uratowałam życie chłopaka, którego kocham?!
-Nie możesz....
-Czego? Jestem prawie pełnoletnia i sama kieruję swoi życiem! -zaczęłam krzyczeć, nie moja wina, strasznie mnie denerwował.

Po chwili nie widziałam już brata. Urwał mi się film...

*SEN*
Widziałam jakby przyszłość. Widziałam Justina, ze mną i naszym dzieckiem. Jak uroczo wyglądamy jako rodzina. Justin zajmował się naszymi dziećmi. Był naprawdę dobrym ojcem. Tutaj wyglądało to tak jak bym chciała.
-Kochanie wychodzę!
-Znowu wychodzisz. Zawsze jesteś na chwilę, a później wychodzisz i wracasz po południu! Co może masz jakąś kochankę?! Może to jakieś brudne interesy?! A może po prostu masz mnie dość!
-Wychodzę, bo muszę. Nikogo nie mam. Im mniej wiesz tym lepiej!
-Wynoś się! Nie wracaj już nigdy!-łzy spływały mi po policzkach strumieniami, upadłam na kolana i zaczęłam głośnej szlochać.
-Kochanie...
-Nie odzywaj się już do mnie nigdy mam cię dość. Idź znajdź sobie inną, która będzie się z tobą piepr*yła codziennie!
-Nie mów tak bo tak nie jest!
-Oj ja już dobrze wiem jak jest! Jesteś męską dziw*ą!
-K*rwa, nie mów tak!-podszedł do mnie zamachną się...
*PRZERWANY SEN*

-Panno Roksano!
-Umm... Tak? Co się stało? -próbowałam usiąść, ale mocny ból w brzuchu mi to uniemożliwił
-Proszę leżeć spokojnie. Jest pani po operacji stąd te bóle brzucha.
-Co z Justinem?
-Były pewne komplikacje, ale operacja przebiegła bardzo dobrze.
-Mogę go zobaczyć? -zapytałam z nutką nadziei...
________________________________________________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!
Jak się podoba rozdział?
Przepraszam za opóźnienia- dużo nauki.
Mam do Was prośbę.
Mogłybyście porozsyłać link znajomym ? Byłabym wdzięczna :)
KOCHAM WAS MISIACZKI ;* 
#MUCH #LOVE
(ZA 12 DNI URODZINY MOJE  I JUSSA) #najlepiej!

piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 11

"-A więc..."

-A więc już mamy wyniki.- odparł 
-Mogłabym je poznać? -powiedziałam lekko zdenerwowana... Co ja w ogóle gadam jestem strasznie zdenerwowana, boję się co będzie jeżeli ja nie będę mogła uratować mu życia... Będę musiała znaleźć kogoś na moje miejsce, a wiem, że to nie będzie błahostka... Przegryzłam nerwowo wargę i kiwnęłam głową.
-Ma pani grupę AB+, czyli tu się zgadza... Jest pani zdrowa i nie miała pani żadnych poważnych chorób... A więc....
-Tak?! Oh no proszę! Szybciej.... -powiedziałam błagalnie
-Może pani uratować Justinowi życie!
-Jejkuuuu! -padłam na kolana i zaczęłam płakać. Wszystko jakby stało się łatwiejsze, ale będzie gorzej po zabiegu... Nie wiem czy wytrzymam 2 miesiące, ale będę musiała.
-Dobrze. Proszę się przygotować, zaraz zaczynamy. 
-Umm... Okej. 
W odpowiedzi po prostu się do mnie uśmiechną.
-Doktorze?
-Tak panienko?
-Mogę napisać do niego wiadomość?
-Tak
-A mógłby ją pan później mu przekazać?
-Z chęcią. 
-Dziękuję. -uśmiechnęłam się w podziękowaniu i ruszyłam przed siebie. W trakcie drogi do domu myślałam nad tym ci mu napiszę. Wszystko muszę wyjaśnić. Mam nadzieję, że mnie zrozumie i to nie będą ostatnie wyjaśnienia. Chciałam być przy nim już na zawsze. Boję się, że nie będzie już mnie chciał słuchać. Wiem, że wszystko będzie naprawdę trudne, ale wiem, że damy radę. Musimy, tylko on sprawia, że czuję się jak księżniczka. Jedna samotna łza spłynęła po moim policzku, pozwoliłam jej na to. Za chwilę było ich więcej. Nie krępowałam się bo byłam sama. Był już wieczór więc wszystko ze mnie spływało. W życiu nauczyłam się w ciągu dnia kontrolować, ale w nocy nie umiem. Moje uczucia się mieszają. Nikt nie wie jak to jest. Nikt nigdy mnie w 100 procentach nie rozumiał. Jestem inna. Nie chcę by ktoś się nade mną użalał. Zawsze byłam sama. Moje życie, moje problemy. 
Sama nie zauważyłam kiedy, ale byłam już na podjeździe przy moim domu. Zapłaciłam za taksówkę i weszłam do domu. Spakowałam potrzebne kosmetyki i ubrania. Po wykonaniu tych czynności wyciągnęłam ładną kartkę i mój ulubiony fioletowy długopis i zaczęłam pisać...


"Hej Justin. Już chyba wiesz, że oddałam Ci coś co już od dawna potrzebowałeś.
 Ale zrealizowałam swoje marzenie- zostałam dawcą. Jestem szczęśliwa że akurat Tobie mogłam pomóc. 
Zawsze byłeś dla mnie wszystkim.
 Przyznam, bałam się swoich uczuć. Zraniłeś mnie bardzo, ale moje uczucie nie wygasło.
...
Mam tylko cichą nadzieję, że gdy będziemy mogli się spotkać, 
nie odrzucisz mnie,
tylko będziesz przy mnie.
Wysłuchasz mnie, pomożesz.
Ale nie mogę niczego wymagać bo nie jesteś moją własnością.
...
Przez ostatnie dni byłeś przy mnie zawsze gdy tylko Cię potrzebowałam.
To właśnie Ty mnie wysłuchałeś.
Ty byłeś.
Ty sprawiłeś, że dzień stał się lepszy.
Ty sprawiałeś, że miałam prawdziwy uśmiech na twarzy.
Ty sprawiasz, że czuję się jak księżniczka.
                                                                  Kocham Cię mój księciu, Twoja
                                                            Roksi."
Gdy to pisałam, moją twarz zalał strumień łez. Miałam strasznie mieszane uczucia. Byłam szczęśliwa i smutna. Bałam się jego reakcji, ale ja będę żyła lepiej. Staram się spełniać moje marzenia, a podobno dzięki temu człowiek staje się lepszym. Jeszcze raz przeczytałam list i delikatnie włożyłam go do fioletowej koperty. Wiedziałam, że muszę się zbierać. Wzięłam żółtą kartkę i napisałam wiadomość do rodziców. Wiem, że mogą się zdenerwować, ale nie obchodzi mnie moje życie. Chcę aby innym żyło się lepiej, bo wiem, że nie mam na co liczyć. Moje życie nigdy nie było normalne. 
"Chcę spełnić swoje marzenie. Dziś mam okazję. 
Gdy tylko będę mogła, zadzwonię. Obiecuję.
Wasza kochana Roxi :)"
Wyciągnęłam Iphone 'a i zamówiłam taksówkę, która miała być za 7 minut. Powoli ubrałam płaszcz i air max 'y po czym wyszłam przed dom i czekałam. Moją głowę zapełniały pytania typu "Co by było gdyby..?" lub "Co teraz będzie?". Na całe szczęście nie długo, bo po chwili przyjechał samochód, wsiadłam i podałam adres. Owszem, bałam się. Strasznie się bałam, ale byłam dobrej myśli. Przez chwile po mojej głowie przeszło kilka negatywnych myśli, ale szybko wyrzuciłam je z głowy. 
Sama nie wiem kiedy, ale znalazłam się przy szpitalu. Zapłaciłam taksówkarzowi, chwyciłam torbę i niepewnie ruszyłam przed siebie. 
Nigdy nie lubiłam szpitali. Źle mi się kojarzą. Po chwili byłam przy gabinecie. Zapukałam, a doktor uśmiechną się do mnie ciepło, próbowałam to odwzajemnić lecz niezbyt mi to wychodziło. Chyba to zauważył i przerwał tą niezręczną ciszę.
-Jesteś gotowa?
-Tak. Czy mogłabym na chwilę wejść do Justina?
-Nikt nie może tam teraz wchodzić.
-Proszę. To będzie chyba mój ostatni raz na 2 miesiące. Wie pan jak jest trudno żyć w rozłące z kimś kogo się kocha?
-Ok, wejdź, ale nie na długo. -uśmiechną się
-Dziękuję -pisnęłam i pewnie ruszyłam w kierunku sali numer 7. 
Po chwili już byłam przed nią. Wzięłam głęboki wdech i wydech, a po chwili otworzyłam drzwi. Usiadłam na krześle obok, chwyciłam jego dłoń i ścisnęłam delikatnie. 
"Witaj. To chyba ostatni raz jak się widzimy.
A później czeka nas długa rozłąka.
Może tak będzie lepiej?
może to nas wzmocni?
Mam nadzieję, że mój gest przyjmiesz pozytywnie.
Później będziesz częścią mnie.
Kocham Cię i szkoda, że mnie nie słyszysz.
Do zobaczenia kochanie."
Znów zaczęłam płakać. Bałam się co teraz będzie. Bałam się, że to co było teraz już nigdy nie wróci... Zostało mi wierzyć. Spojrzałam na mój tatuaż na nadgarstku i uśmiechnęłam się przez łzy..
-Pani Roksano, musimy już iść...
_________________________________________________________________________________
PIERWSZY RAZ JEST NA CZAS!
SIEDZĘ DZISIAJ CHYBA 3 H BY MIAŁ JAKIKOLWIEK ŁAD I SKŁAD, MAM NADZIEJĘ, ŻE TO USZANUJECIE.
KOCHAM WAS, DOMII <3 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

środa, 5 lutego 2014

Rozdział 10

''- Czy moglibyście...''


- Czy moglibyście przeprowadzić na mnie badania, ja chce zostać dawcą - Powiedziałam pewna siebie, nie zastanawiając się nad tym. Lekarz spojrzał na mnie dziwnie, jakby nie wierzył w to co przed chwilą usłyszał. Byłam pewna swoich słów, nie miałam zamiaru ich cofać. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam w oczy zdziwione oczy lekarza. 
- Przebada mnie pan ? 
- Ale panienko..
- Zdecydowałam już, jeżeli jestem w stanie pomóc Justinowi, zrobię to - Moje serce czuło że muszę zrobić wszystko co w mojej mocy by Justin mógł normalnie żyć, czułam się za niego w pewnym sensie odpowiedzialna. Ciążyła na mnie ta odpowiedzialność, zdawałam sobie sprawę z tego że gdybym nie spróbowała, żałowałabym tego do końca mojego życia. 
- W takim razie proszę poczekać, niedługo jedna z pielęgniarek zaprowadzi panią do sali w której zrobimy podstawowe badania - Wytłumaczył i odszedł w stronę gdzie zabrali Jusa. Powoli podeszłam do jednego z krzeseł ustawionych pod ścianą. Usiadłam opierając głowę o zimny marmur. Odczuwałam swoje zmęczenie, nie tylko fizyczne ale i psychiczne. Byłam pewna że moja decyzja jest słuszna, nie żałowałam tego. Myślałam tylko o tym czy gdybym była wstanie pomóc Justinowi, jak operacja się nie uda, to czy ktoś będzie tęsknił. Mam wspaniałych rodziców, brata którego na prawdę strasznie kocham, przyjaciółkę na którą zawsze mogę liczyć i mam Justina, którego kocham, bardzo kocham. Mam świadomość że moją decyzją zranię ich, ale ja inaczej nie potrafię. Tak jak powiedział lekarz, nie czekałam długo. Już po chwili podeszłą do mnie niska brunetka która jak mniemam miała zabrać mnie na badana.
- Chodźmy - Uśmiechnęła się serdecznie choć trochę próbując dodać mi otuchy w tych trudnych chwilach. Od razu wstałam i ruszyłam za pielęgniarka. Już po chwili skręciliśmy w prawo gdzie znajdowały się ogromne drzwi które gdy tylko przed nimi stanęłyśmy automatycznie się rozsunęły. Gdybym powiedziała że troszkę się nie stresowałam, skłamałabym. Wiedziałam że teraz czeka mnie mnóstwo badań jak i konsultacji z wszystkimi lekarzami. Weszłam do pierwszych drzwi jakie wskazała mi kobieta. Tam już natomiast czekał na mnie lekarz.
- Witam, w jakiej sprawie do mnie pani przychodzi ? - Jego poważny ton głosu rozbrzmiał w moich uszach.
- Chciałabym zostać dawcą - Usiadłam na krześle naprzeciw mężczyzny nerwowo bawiąc się palcami.
- Przykro mi, ale dawcą może zostać tylko osoba dorosła - Spojrzał na mnie współczującym wzrokiem. Nie mogłam odpuścić, musiałam skłamać.
- Ale ja muszę, on nie ma oprócz mnie nikogo, jestem mu najbliższa - Spuściłam wzrok bojąc się ze kontakt wzrokowy mógłby mnie zdradzić. Modliłam się w duchu by uwierzył w to, by nagiął zasady.
- Nie mogę..
- Proszę - Odezwałam się szybko, mój głos z każdą chwilą bardziej się załamywał.
- Tak bardzo chce mu pomóc. - Szepnęłam, lecz na tyle głośno by lekarz mógł mnie usłyszeć. Westchnął głośno przez chwile jakby zastanawiając się nad tą cła sytuacją.
- O kogo konkretnie chodzi ? - Zapytał, a w mojej głowie rozbłysła iskierka nadziei. Automatycznie spojrzałam na niego pozbywając się zgromadzonych łez w oczach.
- O Justina Biebera, trafił tutaj, potrzebna mu nerka - Odpowiedziałam na jednym wydechu.
- Nie wierze że to robię, przez to mogę stracić prace i opinie na którą pracowałem całe życie...ale nie zostawię tak tej sprawy - Gdy jego wypowiedź dobiegła końca miałam ochotę aż skakać ze szczęścia.
- O mój Boże, na prawdę ?! - Krzyknęłam wstając na równe nogi. Mężczyzna tylko przytaknął, a ja w przypływie szczęścia podeszłam do niego przytulając się znienacka. Nie panowałam nad emocjami, byłam taka szczęśliwa.
- A więc zacznijmy robić badania..
Po paru godzinach, różnych badań jak i czekania, mogłam się dowiedzieć czy nadaje się na dawce dla Justina. Cała trzęsłam się aż z nerwów. Nie mogłam ustać w miejscu, co chwile chodziłam w te i z powrotem przed gabinetem doktora który pozwolił mi spełnić marzenie. To właśnie on teraz miał wszystkie moje wyniki które uzbierały się przez ten czas. Wreszcie gdy zaczęły już mnie troszkę boleć nogi oparłam się o ścianę wypuszczając głośno powietrze z płuc. Mój odpoczynek nie trwał długo, ponieważ już po chwili usłyszałam swoje imię zza drzwi pomieszczenia. Od razu zerwałam się i szybkim krokiem weszłam do pokoju.
- Witam ponownie - Głos mężczyzny nadal przybierał poważny ton, z którego nie mogłam się dowiedzieć niczego.
- I co pan wnioskuje po moich badaniach ?
- Sam jeszcze nie otworzyłem koperty z pani wynikami - Pokazał dużą brązową kopertę.
- Proszę usiąść - Zaczęcił mnie widząc stres wymalowany na mojej twarzy. Obserwowałam każdy jego ruch gdy otwierał kopertę wyjmując z niej parę kartek papieru. Moje serce zaczęło bić szybciej. Lekarz zaczął przyglądać się wszystkiemu uważnie, zadziwiało mnie to jak bardzo umiał ukryć wszystkie emocje ze swojej twarz. Tym samym wprawiał mnie w jeszcze większe zdenerwowanie. Lecz po chwili znów usłyszałam jego głos.
- A więc...
_______________________________________________________________________________

Tak więc witajcie ! ;* Jestem Iza, ale to już chyba wiecie ;) Napisałam ten rozdział ponieważ poprosiła mnie o to Domi. Oczywiście nie jest on tak dobry jak ona pisze ale starałam sie choć trochę jej dorównać ;*. Także mam nadzieje ze wam sie spodobał rozdział i wyrazicie swoje opinie w komentarzu <33

poniedziałek, 3 lutego 2014

Usprawiedliwienie

Witajcie! 

Jak widzicie spóźniam się z rozdziałami. Z całego serca przepraszam, ale nie mam kiedy pisać. Ciągle mam napięty grafik ;/ 

Gdybym mogła rozdziały bym pisała możliwe co 2 dzień ale mówię szczerze, że nie mam czasu.

Kocham pisać, to jest moje 2 życie. 

Poprosiłam moją ukochaną przyjaciółkę Izę by mi pomogła. Poprosiłam ją. bo Ona mnie rozumie i 

dokładnie wie co chcę napisać. Jest naprawdę wspaniała. Myślę, że ją polubicie. Iza napisze kolejny 

rozdział.

Jeszcze raz Was przepraszam. Kocham Wszystkie czytelniczki, które zostawiają po sobie jakiś ślad. 

Bo wiem komu mam dziękować.

Całuję Domii. 

 

sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 9

"-Ile ci jeszcze zostało?-zapytałam niepewnie"

-Sam nie wiem. Ale czuję, że niedługo.-spuścił głowę i posmutniał
-Ej! Głowa do góry, jestem z tobą i zawsze będę.
-Wiem, że się starasz, ale nie wiem czy da się jeszcze coś zrobić...-cały czas unikał mojego wzroku, więc postanowiłam delikatnie podnieść jego twarz tak by patrzył mi w oczy. Lecz cały czas próbował unikać mojego wzroku. Po pewnym czasie osiągnęłam cel. Spojrzałam mu głęboko w oczy dając mu wsparcie. Po chwili się uśmiechną i przegadaliśmy cały wieczór omijając ten wrażliwy temat. Chciałam mu dać wsparcie takie jak on daje mi. Gdy był przy mnie, czułam się jakby wszystkie smutki odchodzą. Nikt nigdy nikt mi nie dał tyle poczucia bezpieczeństwa i zaufania. Wiem, że nie jestem w stanie zapewnić mu tego, tak bardzo mnie to boli, mam też poczucie winy. 
-Ej Roksano, wracaj tu do mnie, bo czuję się samotny. -zachichotał 
-Przepraszam -posmutniałam
-Co się stało? Powiedziałem coś nie tak?- zapytał zmieszany
-Nic się nie stało, jest dobrze tylko się zamyśliłam. -przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, a później Justin zaczął się do mnie zbliżać, a po chwili doszło do czegoś,czego nigdy bym się nie spodziewała. Pocałunek. Był on namiętny i przepęłniony czułością, smutkiem oraz przeprosinami, czułam jakbym była w niebie. Po chwili odsunęliśmy się od siebie i oparliśmy nasze czoła o siebie.
-Przepra-nie zdążył dokończyć, bo upadł na ziemię i się nie ruszał. Tak bardzo się bałam, w ułamku sekundy padłam na kolana przed nim i zaczęłam płakać, nie wiedziałam co robić, ale czułam jak głos, który był skierowany od mojego anioła stróża "Zadzwoń na po karetkę, będzie dobrze, a ty spełnisz swoje marzenie, spokojnie, będzie dobrze". Od razu sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam gdzie trzeba, po jednym sygnale odebrali, histerycznym płaczem im wszystko wytłumaczyłam i podałam adres, po zakończeniu rozmowy zaczęłam się modlić, czułam, że Bóg mnie słucha i chce mi pomóc, ale modliłam się dalej. W pewnym momencie drzwi się gwałtownie otworzyły, a sanitariusze zabrali Justina, a mi pozwolili jechać z nimi. Byłam wystraszona i cały czas szlochałam. Nie wiem po jakim czasie dotarliśmy do szpitala, ale nie miałam czasu o tym myśleć, cały czas myślałam o Jussie, bardzo dużo dla mnie znaczy. Na razie nie mogłam wejść do sali, w której leżał, ale cały czas stałam przy szybie sali numer 7. Właśnie tam leżał. 
Przez całą noc nic nie jadłam, a nawet nie zmrużyłam oka, stałam i czekałam, aż się obudzi, czekałam na jakąkolwiek zmianę na lepsze. Po chwili do jego sali wszedł lekarz, zbadał go i po kilku minutach wyszedł. Wiedziałam, że muszę się czegokolwiek dowiedzieć.
-Przepraszam.
-Tak? W czym mogę pomóc? 
-Tam leży bardzo bliska mi osoba i chciałabym wiedzieć co się z nim dzieje? Jaki jest stan?
-Pan Bieber ma raka nerki -kiwnęłam głową na znak, że wiem o wszystkim- musimy szybko znaleźć dawcę.
-Kto może nim być?- zapytałam z nadzieją
-Każdy kto jest zdrowy i ma tą samą grupę krwi. 
-Czy mogli byście .... 
______________________________________________________________________________
Przepraszam, ale wczoraj nie miałam kompa, dlatego jest dzisiaj, przepraszam.
Czy jest ktoś, kto by chciał być informowany o rozdziałach? 
Był ktoś na BELIEVE?
Mogłybyście polubić funpage : BELIEBERS mają ten SWAG :> DOPIERO ZACZYNAMY + JESTEM ADMINKĄ PODPISUJĘ SIĘ "Domii"
Całuję <3 

piątek, 17 stycznia 2014

Rodział 8

"Poszłam energicznym krokiem do pokoju a tam zastałam..."

Na moim łóżku siedział ciemnooki, blondyn.
-Co ty tu robisz?! - zapytałam z wielkim zdziwieniem -i jak tutaj wszedłeś?! 
-Siedzę na łóżku i czekam na ciebie, a tak po za tym to twoi rodzice mnie tu wpuścili.-powiedział lekko rozbawiony moim wyrazem twarzy.
-Baaardzo śmieszne-powiedziałam sarkastycznie, a po chwili sama się uśmiechnęłam. -Miło mi, że jesteś dla mnie taki opiekuńczy i na każdym kroku mnie pilnujesz. A chciałeś pogadać, czy co? -po chwili się do niego słodko uśmiechnęłam.
-Chciałem spędzić z tobą wieczór, romantycznie. W sumie chciałbym dowiedzieć się więcej o tobie. Wiem dużo, ale mi to nie wystarcza. -uśmiechnęłam się delikatnie.
-Cieszę się, że lubisz moje towarzystwo. Hmmm... To czego chciałbyś się dowiedzieć -zachichotałam cicho i spojrzałam w jego czekoladowe oczy, były naprawdę idealne.
-A więc... Może zagrajmy w pytania?
-Okej, zapowiada się ciekawie. Zaczynaj-rzuciłam szybko
'-Ulubiony kolor? - powiedział, a później myślał nad następnym
-Fiolet
-Jakie masz zainteresowania?
-Kiedyś grałam w tenisa stołowego, a teraz? Sama nie wiem co ze sobą robię
-Co chciałabyś robić w przyszłości?
-Chcę być dawcą. Kiedyś jak będę gotowa, to jestem w stanie nawet oddać moje serce. Nie wiem dlaczego, ale nie lubię swojego życia, wiele razy nie dałam rady i krzywdziłam najbliższych.-na to wspomnienie spuściłam głowę, a po moich policzkach spływały łzy. Gdy Justin to zauważył, delikatnie podniósł moją głowę tak, by nasze oczy się spotkały, po czym otarł moje łzy, było ich więcej i więcej.
-Proszę, nie płacz, nie lubię jak dziewczyny płaczą, a szczególnie te, na których mi zależy. Jeśli chcesz to wyduś z siebie wszystko, ja cię wysłucham i nawet jak będę w stanie to ci pomogę. Nie jesteś dla mnie obojętna. Naprawdę mi na tobie zależy.
-To miło z twojej strony, ale nie chcę cię obciążać. To naprawdę nie jest łatwe, a szczególnie jak wejdziesz w nałóg, tak, popadłam w niego.-znów spuściłam głowę, ale nie na długo. Justin najdelikatniej i najczulej pocałował moje usta, naprawdę tego było mi trzeba, tej bliskości, kogoś kto zawsze mnie wysłucha.
-Proszę powiedz, naprawdę nie chcę byś cierpiała..
-Justin to nie jest taki... -nie udało mi się dokończyć, bo brązowooki musną moje usta.
-Proszę... -powiedział najczulej jak tylko mógł
-Dobrze, ale mi nie przerywaj. Nie obiecuję, że się nie popłaczę, ale ten okres był dla mnie naprawdę trudny, nie mogłam poradzić sobie z żadnym problemem, nikt nie był w stanie. Brakowało mi tej bliskości, osoby, która zawsze mnie zrozumie, odda mi trochę cierpliwości, zainteresowania. Zawsze byłam osobą, która zawsze była tłem, nikt nigdy na mnie nie spojrzał, chyba, że musiał. Po tym doszły problemy w szkole, przyjaźnie, choroby, wycieńczenie i wiele innych. To wszystko po prostu mnie przerosło. Pewnego dnia wzięłam żyletkę, myślałam co się wydarzyło złego... Za każdym razem było coraz mocniej. Wtedy nie czułam bólu, nic mnie nie interesowało, byłam tylko ja, żyletka i myśli samobójcze. Pewnego dnia miałam się zabić, ale powstrzymała mnie moja przyjaciółka, jest naprawdę wspaniałą osobą. -po moich policzkach spływały litry łez, ale opowiadałam dalej, nie patrzyłam mu w oczy, było mi za ciężko, nigdy nie lubiłam o tym rozmawiać, zawsze tłumiłam to w sobie. Po pewnym czasie skończyłam moje wywody i niepewnie spojrzałam na towarzysza.
-Przepraszam... -widziałam jego łzy w oczach, co prawda zdziwiło mnie to, bo nie wiedziałam, że jest taki uczuciowy i myślałam, że nawet się tym nie przejmie, ale jednak...
-Za co? Przecież nic nie zrobiłeś, a teraz? Teraz to jesteś jedyną osobą, która mnie od tego odciąga.
-Roksi! To nie prawda, dopiero teraz zrozumiałem, jak cię raniłem, wiem, że byłem jednym z powodów dla których to robiłaś. Przepraszam z całego serca...
-Nie ważne, było minęło. Żyjmy chwilą. Cieszę się, że jesteś teraz, tu ze mną, cieszę się, że nawet mnie wysłuchałeś...
-Ale raniłem cię wcześniej, to mnie boli najbardziej.  Nie wiem jak mogłem być takim chamem jak nawet cię nie znałem, a teraz jesteś naprawdę dla mnie ważna, jesteś po prostu wyjątkowa.
-Dziękuję, ale proszę, skończmy ten temat, bo widzę, że na razie nie mogę do ciebie dotrzeć.
-Eh... Ok... Co dziś robiłaś? - zapytał zaciekawiony
-Naprawdę chcesz wiedzieć? -zapytałam z nutką niepokoju
-Tak.
-Byłam u lekarza, musiałam zrobić wszystkie najpotrzebniejsze badania. Wkrótce dowiesz się o co chodzi, ale na razie nie zaprzątaj sobie tym głowy. -uśmiechnęłam się do niego czule.
-Czemu ty jesteś taka tajemnicza?
-Taką mnie Bóg stworzył.
-Jesteś wspaniała, podobasz mi się taka i naprawdę mi na tobie zależy, ale wiem, że niedługo może mnie zabraknąć i nie wiem jak będę mógł ci pomóc.
-Nie zabraknie, obiecuję -musnęłam jego policzek
-Ile ci jeszcze zostało? -spytałam niepewnie...
_____________________________________________________________________________
Nie wiem czy się to wam podoba :(. Wydaje mi się, że to jest takie nijakie. Jak wam się podoba, to zostawcie po sobie jakiś ślad, bardzo mi na tym zależy, bo nie wiem czy pisać dalej. Całuję Domi ;*

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 7

"Zeszłam na dół, ubrałam buty i wyszłam..."

Na szczęście nie miałam daleko i po chwili byłam już u przyjaciółki. Bardzo lubię się z nią spotykać, ale gdy znów pojawił się Justin, jakoś nie było czasu, również mówiłam jej wszystko, ale tym razem nie mam zamiaru wygadać jej tego co planuje, chociaż będzie to trudne, bo lubię dzielić się każdym news'em z bliskimi. 
-Roxi, Roxi... Halo?!- wyrwała mnie z myślenia Lil 
-T-t-tak, przepraszam, ale się zamyśliłam.
-Okej nic się nie stało, a teraz opowiadaj wszystko!
-Ale co mam ci opowiadać. Między MNĄ A JUSTINEM NIC NIE MA, zrozum. Spotykamy się czasami jako zwykli kumple. nic więcej...
-Dobra...
-No tak!- powiedziałam troszeczkę zirytowana.
-Dobrze, nic nie mówię -powiedziała podnosząc ręce w znak uniewinnienia
-A co tam u ciebie działo się przez ostatnie dwa dni?
-Nuda, nic ciekawego. Nie miałam z kim wyjść...
-Nie jestem sama na tym świecie... Przecież mogłaś wyjść z  Alanem, kumplujecie się i dobrze wiem, że ci się podoba..
-Ale wiesz, że się wstydzę.-przewróciłam oczami, wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Alana.
*ROZMOWA*
-Hej brachu!
-Hej, jak tam?
-A w porządku, mam jedną wielką prośbę.
-Słucham uważnie...
-Bo Lil chciałaby się z tobą jutro spotkać, a się wstydzi. Co ty na to? -widziałam, że przyjaciółka nie była zadowolona, że załatwiłam to w taki sposób, ale miałam to gdzieś. Zależy mi na ich szczęściu..
-Pewnie!- czułam jak się uśmiecha.
-To odbierz ją jutro ze szkoły. Pa.
-Okeeeej, pa!
*KONIEC ROZMOWY*
Lilia domyśliła się odpowiedzi po moim wyrazie twarzy. Zaczęła skakać po całym pokoju, a ja zaczęłam się śmiać. W sumie nie spodziewałam się takiej reakcji Alana, ale nie ważne, obchodzi mnie tyle by byli szczęśliwi. Po chwili przyjaciółka zaczęła przymierzać wszystkie ubrania aby "idealnie" wyglądać. Jak zwykle nie mogła się zdecydować. Po chwili spojrzałam na zegarek i była już 15, wiedziałam, że muszę coś zrobić, więc pożegnałam się i wyszłam. Szłam w kierunku szpitala. Miałam 30 minut drogi, a jestem umówiona na 16 więc szłam powoli. Od zawsze uwielbiałam spacery, zawsze myślałam o moim życiu, które zawsze było jedną wielką monotonią, nigdy nie miałam powodu by żyć i również nie miałam dla kogo, mam nadzieję, że teraz to się zmieni, jednak nie miałam pewności. Po sekundzie wyjęłam słuchawki, podłączyłam do iphonea. Resztę drogi nie zaprzątałam sobie złymi myślami, wręcz przeciwnie. Planowałam jak ubrać się na jutro, również byłam ciekawa gdzie mnie zabierze mój przyjaciel, do którego "nic nie czuję". Nie wiem kiedy znalazłam się w szpitalu pod gabinetem. Wyjęłam słuchawki, wyłączyłam muzykę i w duszy modliłam się by wszystko poszło zgodnie z planem. Wiedziałam, że mogę żyć krócej, ale będę z tego zadowolona. Gdy kończyłam modlitwę usłyszałam moje nazwisko. Byłam bardzo zdenerwowana. Ręce mi się trzęsły, ale po chwili mój lekarz mnie uspokoił i wszystko wytłumaczył. W ułamku sekundy zaczął mnie badać, później nadeszła najgorsza część, a mianowicie pobieranie krwi, nigdy tego nie lubiłam...  Gdy doktor wyjął strzykawkę z igłą odwróciłam głowę w drugą stronę, poczułam lekkie ukucie, a po chwili było już po wszystkim. Pożegnałam się z lekarzem i dowiedziałam się, że wyniki przyjdą w ciągu tygodnia. "Hmm... pozostało mi tylko czekać.."-pomyślałam. Zamówiłam taksówkę i wróciłam do domu. Nikogo nie zastałam, ale zbytnio nie obchodziło mnie to. Poszłam energicznym krokiem do pokoju, a tam zastałam...
________________________________________________________________________
JESZCZE RAZ WAS PRZEPRASZAM! MAM NADZIEJĘ, ŻE NIE JESTEŚCIE MOCNO NA MNIE ZŁE I MI WYBACZYCIE. ZAWSZE STARAM SIĘ PISAĆ ROZDZIAŁY WTEDY GDY MOGĘ. NIC NIE OBIECUJĘ, ALE MOŻE JUTRO DODAM NOWY ROZDZIAŁ. POZDRAWIAM I CAŁUUJĘ!
+co dostałyście pod choinkę ? -sorrcia, że tak późno pytam, ale nie było okazji.

Przeprosiny

KOCHANE PRZEPRASZAM WAS , ŻE NIC NIE DODAJĘ, ALE INTERNETU NIE MIAŁAM. OBIECUJĘ, ŻE DZISIAJ DO GODZINY 23.59 POJAWI SIĘ NOWY ROZDZIAŁ. JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM Z CAŁEGO SERCA!