niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 12

"-Pani Roksano, musimy już iść..."

-D-dobrze.
Weszłam z lekarzem do jednej z sal. Spojrzałam na moje ręce, które strasznie się trzęsły. Byłam przerażona, w głowie miałam 5 tysięcy myśli pesymistycznych, ale musiałam je wyrzucić z głowy. Robię to dla osoby, którą kocham, nie wiem czy ona kocha mnie. Jeśli to nie wyjdzie, to nie do końca się załamię ponieważ to jest jedno z moich marzeń. Nie wiem gdzie są moi rodzice, szczerze, nie obchodzi mnie to, zawsze mieli mnie głęboko, tak.. To boli, ale zdążyłam się przyzwyczaić. Alana nie ma praktycznie cały dzień w domu. Wraca zawsze o 3 w nocy, zapewne później zobaczy kartkę, ale wtedy będzie już po wszystkim.

-Proszę się przebrać w piżamę i położyć się na łóżku, zaraz przyjdzie pielęgniarka Ania i podłączy pani kroplówkę.
-Dobrze i dziękuję.-uśmiechnęłam się szczerze.
-Umm ... Nie ma za co. Temu chłopcu trzeba pomóc.
-Mam pytanie.
-Śmiało.
- Potrzebuję porozmawiać z kimś zaufanym, ale nie wiem kim. -spuściłam wzrok na podłogę.
-Wezwę psychologa, ale teraz proszę się przebrać i czekać cierpliwie. 
-Ok.

Z torby wyjęłam  moją luźną piżamę z Hello Kitty- moja ulubiona. Weszłam do łazienki, przebrałam się, związałam włosy i usiadłam na łóżku, wykonałam wszystko zgonie z zaleceniami doktora. Nie wiem ile tak siedziałam, straciłam rachubę czasu, ale po chwili weszła młoda dziewczyna może 3 lata starsza ode mnie. Domyśliłam się, że jest to zaufany psycholog, dopiero po studiach, dzięki temu, że była młoda, pewnie łatwiej mi się będzie z nią rozmawiało. 

-Witaj, słyszałam co chcesz zrobić, również słyszałam, że potrzebujesz pomocy.-uśmiechnęła się ciepło.
-D-dzień dobry -jąkałam się -Tak, przydało by mi się trochę wparcia.
-Jestem Ania i nie mów mi "dzień dobry", bo czuję się staro- zrobiła zabawną smutną minkę, na którą cicho się zaśmiałam.
-Ok, Ania. Nie chcę abyś pomyślała, że jestem jakaś nienormalna, bo mam 17 lat, a już chcę być dawcą i nie funkcjonować do końca normalnie.
-Nie myślę tak, ale wyrzuć to z siebie bo widzę, że cię już to zabija.
-Oh, dokładnie. A więc... Ten chłopak, który leży w sali numer 7 ma raka nerki, a ma ją 1, to on bardziej potrzebuje pomocy, bardziej niż ja. Kocham go, ale nie wiem czy on mnie. Boję się o to, że nie zaakceptuje tego co dla niego zrobiłam. -spuściłam głowę, a łzy cisnęły mi się do oczu, chciałam to powstrzymać, ale to było silniejsze ode mnie. -Jeśli nie będzie  mu to pasowało, to niby nic się nie stanie, bo spełnię swoje marzenia. Uwielbiam pomagać innym, jednak psychicznie jestem zbyt słaba i nie daję rady, dlatego chcę pomagać fizycznie-uśmiechnęłam się słabo, a samotna łza spłynęła mi po policzku.
-Nie przejmuj się tym. Nie znam go, ale jak jest prawdziwym mężczyzną, to będzie dziękował ci do końca życia. Nie wiem, czy inna 17-latka by odważyła się na taką pomoc. Widać, że go kochasz, będziesz do końca jego małym aniołkiem. Będzie dobrze. Zawszę będę z Tobą, wiesz gdzie mnie szukać i jak będziesz potrzebowała pomocy to wiesz gdzie mnie szukać. 
-Wiesz, że po tym zabiegu będę musiała wyjechać?
-Tak, wiem. Ale nie przejmuj się, będzie dobrze.
-Ale wydaje mi się, że wtedy będę cię potrzebowała najbardziej.
-Uh... To może podam ci mój numer?
-Dziękuję.-emocje przejęły mnie i łzy spływały mi strumieniami, ale Ania delikatnie je otarł, zabrała mi telefon i wystukała numer. 
-Zawsze jak będziesz mnie potrzebowała- dzwoń. 
-Witam, przyszłam podłączyć kroplówki.
-Dzień dobry.
-To ja już pójdę, do zobaczenia Roksano.
-Pa. Dziękuję. -uśmiechnęłam się ciepło

Pielęgniarka wyglądała na miłą i skromną kobietę. Widać było, że cieszy się życiem -uh, jak ja jej zazdroszczę. Delikatnie przemyła zgięcie na mojej prawej ręce płynem antybakteryjnym, po czym lekko osuszyła wacikiem.

-Teraz lekko zakuje.-wbiła ostrożnie igłę w żyłę, na całe szczęście znalazła ją szybko. Nie lubię szczepionek, zastrzyków, ogólnie nie lubię igieł. 
-Połóż się, a ja podłączę ci inne urządzenia, które są niezbędne podczas operacji.- uśmiechnęła się ciepło, odwzajemniłam, pielęgniarka zrobiła swoje, po czym dała mi tabletki i wodę do popicia, łyknęłam to szybko, po chwili moje powieki stawały się ciężkie. Gdy już zasypiałam zobaczyłam wbiegającego Alana.

-Nie! Nie mo... 


**  PO OPERACJI **

Otworzyłam oczy, a światło mnie oślepiło, więc ponownie je zamknęłam. Po chwili zaczęłam mrugać i się powoli przyzwyczajałam. Przy moim łóżku zobaczyłam Alana, który trzymał moją rękę, ścisnęłam ją mocniej.

-Co się dzieje?
-Obudziłaś się! -krzyknął uradowany
-Co jest z Justinem? Ile tutaj siedzisz? Zawołaj lekarzy!
-Whoa, spokojnie.. Siedzę tu dokładnie 36 godzin, a o stanie Justina powiedzą ci lekarze. Wiesz, że się zawiodłem?!
-Dlaczego ?! Źle zrobiłam bo co?! Bo uratowałam życie chłopaka, którego kocham?!
-Nie możesz....
-Czego? Jestem prawie pełnoletnia i sama kieruję swoi życiem! -zaczęłam krzyczeć, nie moja wina, strasznie mnie denerwował.

Po chwili nie widziałam już brata. Urwał mi się film...

*SEN*
Widziałam jakby przyszłość. Widziałam Justina, ze mną i naszym dzieckiem. Jak uroczo wyglądamy jako rodzina. Justin zajmował się naszymi dziećmi. Był naprawdę dobrym ojcem. Tutaj wyglądało to tak jak bym chciała.
-Kochanie wychodzę!
-Znowu wychodzisz. Zawsze jesteś na chwilę, a później wychodzisz i wracasz po południu! Co może masz jakąś kochankę?! Może to jakieś brudne interesy?! A może po prostu masz mnie dość!
-Wychodzę, bo muszę. Nikogo nie mam. Im mniej wiesz tym lepiej!
-Wynoś się! Nie wracaj już nigdy!-łzy spływały mi po policzkach strumieniami, upadłam na kolana i zaczęłam głośnej szlochać.
-Kochanie...
-Nie odzywaj się już do mnie nigdy mam cię dość. Idź znajdź sobie inną, która będzie się z tobą piepr*yła codziennie!
-Nie mów tak bo tak nie jest!
-Oj ja już dobrze wiem jak jest! Jesteś męską dziw*ą!
-K*rwa, nie mów tak!-podszedł do mnie zamachną się...
*PRZERWANY SEN*

-Panno Roksano!
-Umm... Tak? Co się stało? -próbowałam usiąść, ale mocny ból w brzuchu mi to uniemożliwił
-Proszę leżeć spokojnie. Jest pani po operacji stąd te bóle brzucha.
-Co z Justinem?
-Były pewne komplikacje, ale operacja przebiegła bardzo dobrze.
-Mogę go zobaczyć? -zapytałam z nutką nadziei...
________________________________________________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!
Jak się podoba rozdział?
Przepraszam za opóźnienia- dużo nauki.
Mam do Was prośbę.
Mogłybyście porozsyłać link znajomym ? Byłabym wdzięczna :)
KOCHAM WAS MISIACZKI ;* 
#MUCH #LOVE
(ZA 12 DNI URODZINY MOJE  I JUSSA) #najlepiej!

piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 11

"-A więc..."

-A więc już mamy wyniki.- odparł 
-Mogłabym je poznać? -powiedziałam lekko zdenerwowana... Co ja w ogóle gadam jestem strasznie zdenerwowana, boję się co będzie jeżeli ja nie będę mogła uratować mu życia... Będę musiała znaleźć kogoś na moje miejsce, a wiem, że to nie będzie błahostka... Przegryzłam nerwowo wargę i kiwnęłam głową.
-Ma pani grupę AB+, czyli tu się zgadza... Jest pani zdrowa i nie miała pani żadnych poważnych chorób... A więc....
-Tak?! Oh no proszę! Szybciej.... -powiedziałam błagalnie
-Może pani uratować Justinowi życie!
-Jejkuuuu! -padłam na kolana i zaczęłam płakać. Wszystko jakby stało się łatwiejsze, ale będzie gorzej po zabiegu... Nie wiem czy wytrzymam 2 miesiące, ale będę musiała.
-Dobrze. Proszę się przygotować, zaraz zaczynamy. 
-Umm... Okej. 
W odpowiedzi po prostu się do mnie uśmiechną.
-Doktorze?
-Tak panienko?
-Mogę napisać do niego wiadomość?
-Tak
-A mógłby ją pan później mu przekazać?
-Z chęcią. 
-Dziękuję. -uśmiechnęłam się w podziękowaniu i ruszyłam przed siebie. W trakcie drogi do domu myślałam nad tym ci mu napiszę. Wszystko muszę wyjaśnić. Mam nadzieję, że mnie zrozumie i to nie będą ostatnie wyjaśnienia. Chciałam być przy nim już na zawsze. Boję się, że nie będzie już mnie chciał słuchać. Wiem, że wszystko będzie naprawdę trudne, ale wiem, że damy radę. Musimy, tylko on sprawia, że czuję się jak księżniczka. Jedna samotna łza spłynęła po moim policzku, pozwoliłam jej na to. Za chwilę było ich więcej. Nie krępowałam się bo byłam sama. Był już wieczór więc wszystko ze mnie spływało. W życiu nauczyłam się w ciągu dnia kontrolować, ale w nocy nie umiem. Moje uczucia się mieszają. Nikt nie wie jak to jest. Nikt nigdy mnie w 100 procentach nie rozumiał. Jestem inna. Nie chcę by ktoś się nade mną użalał. Zawsze byłam sama. Moje życie, moje problemy. 
Sama nie zauważyłam kiedy, ale byłam już na podjeździe przy moim domu. Zapłaciłam za taksówkę i weszłam do domu. Spakowałam potrzebne kosmetyki i ubrania. Po wykonaniu tych czynności wyciągnęłam ładną kartkę i mój ulubiony fioletowy długopis i zaczęłam pisać...


"Hej Justin. Już chyba wiesz, że oddałam Ci coś co już od dawna potrzebowałeś.
 Ale zrealizowałam swoje marzenie- zostałam dawcą. Jestem szczęśliwa że akurat Tobie mogłam pomóc. 
Zawsze byłeś dla mnie wszystkim.
 Przyznam, bałam się swoich uczuć. Zraniłeś mnie bardzo, ale moje uczucie nie wygasło.
...
Mam tylko cichą nadzieję, że gdy będziemy mogli się spotkać, 
nie odrzucisz mnie,
tylko będziesz przy mnie.
Wysłuchasz mnie, pomożesz.
Ale nie mogę niczego wymagać bo nie jesteś moją własnością.
...
Przez ostatnie dni byłeś przy mnie zawsze gdy tylko Cię potrzebowałam.
To właśnie Ty mnie wysłuchałeś.
Ty byłeś.
Ty sprawiłeś, że dzień stał się lepszy.
Ty sprawiałeś, że miałam prawdziwy uśmiech na twarzy.
Ty sprawiasz, że czuję się jak księżniczka.
                                                                  Kocham Cię mój księciu, Twoja
                                                            Roksi."
Gdy to pisałam, moją twarz zalał strumień łez. Miałam strasznie mieszane uczucia. Byłam szczęśliwa i smutna. Bałam się jego reakcji, ale ja będę żyła lepiej. Staram się spełniać moje marzenia, a podobno dzięki temu człowiek staje się lepszym. Jeszcze raz przeczytałam list i delikatnie włożyłam go do fioletowej koperty. Wiedziałam, że muszę się zbierać. Wzięłam żółtą kartkę i napisałam wiadomość do rodziców. Wiem, że mogą się zdenerwować, ale nie obchodzi mnie moje życie. Chcę aby innym żyło się lepiej, bo wiem, że nie mam na co liczyć. Moje życie nigdy nie było normalne. 
"Chcę spełnić swoje marzenie. Dziś mam okazję. 
Gdy tylko będę mogła, zadzwonię. Obiecuję.
Wasza kochana Roxi :)"
Wyciągnęłam Iphone 'a i zamówiłam taksówkę, która miała być za 7 minut. Powoli ubrałam płaszcz i air max 'y po czym wyszłam przed dom i czekałam. Moją głowę zapełniały pytania typu "Co by było gdyby..?" lub "Co teraz będzie?". Na całe szczęście nie długo, bo po chwili przyjechał samochód, wsiadłam i podałam adres. Owszem, bałam się. Strasznie się bałam, ale byłam dobrej myśli. Przez chwile po mojej głowie przeszło kilka negatywnych myśli, ale szybko wyrzuciłam je z głowy. 
Sama nie wiem kiedy, ale znalazłam się przy szpitalu. Zapłaciłam taksówkarzowi, chwyciłam torbę i niepewnie ruszyłam przed siebie. 
Nigdy nie lubiłam szpitali. Źle mi się kojarzą. Po chwili byłam przy gabinecie. Zapukałam, a doktor uśmiechną się do mnie ciepło, próbowałam to odwzajemnić lecz niezbyt mi to wychodziło. Chyba to zauważył i przerwał tą niezręczną ciszę.
-Jesteś gotowa?
-Tak. Czy mogłabym na chwilę wejść do Justina?
-Nikt nie może tam teraz wchodzić.
-Proszę. To będzie chyba mój ostatni raz na 2 miesiące. Wie pan jak jest trudno żyć w rozłące z kimś kogo się kocha?
-Ok, wejdź, ale nie na długo. -uśmiechną się
-Dziękuję -pisnęłam i pewnie ruszyłam w kierunku sali numer 7. 
Po chwili już byłam przed nią. Wzięłam głęboki wdech i wydech, a po chwili otworzyłam drzwi. Usiadłam na krześle obok, chwyciłam jego dłoń i ścisnęłam delikatnie. 
"Witaj. To chyba ostatni raz jak się widzimy.
A później czeka nas długa rozłąka.
Może tak będzie lepiej?
może to nas wzmocni?
Mam nadzieję, że mój gest przyjmiesz pozytywnie.
Później będziesz częścią mnie.
Kocham Cię i szkoda, że mnie nie słyszysz.
Do zobaczenia kochanie."
Znów zaczęłam płakać. Bałam się co teraz będzie. Bałam się, że to co było teraz już nigdy nie wróci... Zostało mi wierzyć. Spojrzałam na mój tatuaż na nadgarstku i uśmiechnęłam się przez łzy..
-Pani Roksano, musimy już iść...
_________________________________________________________________________________
PIERWSZY RAZ JEST NA CZAS!
SIEDZĘ DZISIAJ CHYBA 3 H BY MIAŁ JAKIKOLWIEK ŁAD I SKŁAD, MAM NADZIEJĘ, ŻE TO USZANUJECIE.
KOCHAM WAS, DOMII <3 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

środa, 5 lutego 2014

Rozdział 10

''- Czy moglibyście...''


- Czy moglibyście przeprowadzić na mnie badania, ja chce zostać dawcą - Powiedziałam pewna siebie, nie zastanawiając się nad tym. Lekarz spojrzał na mnie dziwnie, jakby nie wierzył w to co przed chwilą usłyszał. Byłam pewna swoich słów, nie miałam zamiaru ich cofać. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam w oczy zdziwione oczy lekarza. 
- Przebada mnie pan ? 
- Ale panienko..
- Zdecydowałam już, jeżeli jestem w stanie pomóc Justinowi, zrobię to - Moje serce czuło że muszę zrobić wszystko co w mojej mocy by Justin mógł normalnie żyć, czułam się za niego w pewnym sensie odpowiedzialna. Ciążyła na mnie ta odpowiedzialność, zdawałam sobie sprawę z tego że gdybym nie spróbowała, żałowałabym tego do końca mojego życia. 
- W takim razie proszę poczekać, niedługo jedna z pielęgniarek zaprowadzi panią do sali w której zrobimy podstawowe badania - Wytłumaczył i odszedł w stronę gdzie zabrali Jusa. Powoli podeszłam do jednego z krzeseł ustawionych pod ścianą. Usiadłam opierając głowę o zimny marmur. Odczuwałam swoje zmęczenie, nie tylko fizyczne ale i psychiczne. Byłam pewna że moja decyzja jest słuszna, nie żałowałam tego. Myślałam tylko o tym czy gdybym była wstanie pomóc Justinowi, jak operacja się nie uda, to czy ktoś będzie tęsknił. Mam wspaniałych rodziców, brata którego na prawdę strasznie kocham, przyjaciółkę na którą zawsze mogę liczyć i mam Justina, którego kocham, bardzo kocham. Mam świadomość że moją decyzją zranię ich, ale ja inaczej nie potrafię. Tak jak powiedział lekarz, nie czekałam długo. Już po chwili podeszłą do mnie niska brunetka która jak mniemam miała zabrać mnie na badana.
- Chodźmy - Uśmiechnęła się serdecznie choć trochę próbując dodać mi otuchy w tych trudnych chwilach. Od razu wstałam i ruszyłam za pielęgniarka. Już po chwili skręciliśmy w prawo gdzie znajdowały się ogromne drzwi które gdy tylko przed nimi stanęłyśmy automatycznie się rozsunęły. Gdybym powiedziała że troszkę się nie stresowałam, skłamałabym. Wiedziałam że teraz czeka mnie mnóstwo badań jak i konsultacji z wszystkimi lekarzami. Weszłam do pierwszych drzwi jakie wskazała mi kobieta. Tam już natomiast czekał na mnie lekarz.
- Witam, w jakiej sprawie do mnie pani przychodzi ? - Jego poważny ton głosu rozbrzmiał w moich uszach.
- Chciałabym zostać dawcą - Usiadłam na krześle naprzeciw mężczyzny nerwowo bawiąc się palcami.
- Przykro mi, ale dawcą może zostać tylko osoba dorosła - Spojrzał na mnie współczującym wzrokiem. Nie mogłam odpuścić, musiałam skłamać.
- Ale ja muszę, on nie ma oprócz mnie nikogo, jestem mu najbliższa - Spuściłam wzrok bojąc się ze kontakt wzrokowy mógłby mnie zdradzić. Modliłam się w duchu by uwierzył w to, by nagiął zasady.
- Nie mogę..
- Proszę - Odezwałam się szybko, mój głos z każdą chwilą bardziej się załamywał.
- Tak bardzo chce mu pomóc. - Szepnęłam, lecz na tyle głośno by lekarz mógł mnie usłyszeć. Westchnął głośno przez chwile jakby zastanawiając się nad tą cła sytuacją.
- O kogo konkretnie chodzi ? - Zapytał, a w mojej głowie rozbłysła iskierka nadziei. Automatycznie spojrzałam na niego pozbywając się zgromadzonych łez w oczach.
- O Justina Biebera, trafił tutaj, potrzebna mu nerka - Odpowiedziałam na jednym wydechu.
- Nie wierze że to robię, przez to mogę stracić prace i opinie na którą pracowałem całe życie...ale nie zostawię tak tej sprawy - Gdy jego wypowiedź dobiegła końca miałam ochotę aż skakać ze szczęścia.
- O mój Boże, na prawdę ?! - Krzyknęłam wstając na równe nogi. Mężczyzna tylko przytaknął, a ja w przypływie szczęścia podeszłam do niego przytulając się znienacka. Nie panowałam nad emocjami, byłam taka szczęśliwa.
- A więc zacznijmy robić badania..
Po paru godzinach, różnych badań jak i czekania, mogłam się dowiedzieć czy nadaje się na dawce dla Justina. Cała trzęsłam się aż z nerwów. Nie mogłam ustać w miejscu, co chwile chodziłam w te i z powrotem przed gabinetem doktora który pozwolił mi spełnić marzenie. To właśnie on teraz miał wszystkie moje wyniki które uzbierały się przez ten czas. Wreszcie gdy zaczęły już mnie troszkę boleć nogi oparłam się o ścianę wypuszczając głośno powietrze z płuc. Mój odpoczynek nie trwał długo, ponieważ już po chwili usłyszałam swoje imię zza drzwi pomieszczenia. Od razu zerwałam się i szybkim krokiem weszłam do pokoju.
- Witam ponownie - Głos mężczyzny nadal przybierał poważny ton, z którego nie mogłam się dowiedzieć niczego.
- I co pan wnioskuje po moich badaniach ?
- Sam jeszcze nie otworzyłem koperty z pani wynikami - Pokazał dużą brązową kopertę.
- Proszę usiąść - Zaczęcił mnie widząc stres wymalowany na mojej twarzy. Obserwowałam każdy jego ruch gdy otwierał kopertę wyjmując z niej parę kartek papieru. Moje serce zaczęło bić szybciej. Lekarz zaczął przyglądać się wszystkiemu uważnie, zadziwiało mnie to jak bardzo umiał ukryć wszystkie emocje ze swojej twarz. Tym samym wprawiał mnie w jeszcze większe zdenerwowanie. Lecz po chwili znów usłyszałam jego głos.
- A więc...
_______________________________________________________________________________

Tak więc witajcie ! ;* Jestem Iza, ale to już chyba wiecie ;) Napisałam ten rozdział ponieważ poprosiła mnie o to Domi. Oczywiście nie jest on tak dobry jak ona pisze ale starałam sie choć trochę jej dorównać ;*. Także mam nadzieje ze wam sie spodobał rozdział i wyrazicie swoje opinie w komentarzu <33

poniedziałek, 3 lutego 2014

Usprawiedliwienie

Witajcie! 

Jak widzicie spóźniam się z rozdziałami. Z całego serca przepraszam, ale nie mam kiedy pisać. Ciągle mam napięty grafik ;/ 

Gdybym mogła rozdziały bym pisała możliwe co 2 dzień ale mówię szczerze, że nie mam czasu.

Kocham pisać, to jest moje 2 życie. 

Poprosiłam moją ukochaną przyjaciółkę Izę by mi pomogła. Poprosiłam ją. bo Ona mnie rozumie i 

dokładnie wie co chcę napisać. Jest naprawdę wspaniała. Myślę, że ją polubicie. Iza napisze kolejny 

rozdział.

Jeszcze raz Was przepraszam. Kocham Wszystkie czytelniczki, które zostawiają po sobie jakiś ślad. 

Bo wiem komu mam dziękować.

Całuję Domii.