sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 9

"-Ile ci jeszcze zostało?-zapytałam niepewnie"

-Sam nie wiem. Ale czuję, że niedługo.-spuścił głowę i posmutniał
-Ej! Głowa do góry, jestem z tobą i zawsze będę.
-Wiem, że się starasz, ale nie wiem czy da się jeszcze coś zrobić...-cały czas unikał mojego wzroku, więc postanowiłam delikatnie podnieść jego twarz tak by patrzył mi w oczy. Lecz cały czas próbował unikać mojego wzroku. Po pewnym czasie osiągnęłam cel. Spojrzałam mu głęboko w oczy dając mu wsparcie. Po chwili się uśmiechną i przegadaliśmy cały wieczór omijając ten wrażliwy temat. Chciałam mu dać wsparcie takie jak on daje mi. Gdy był przy mnie, czułam się jakby wszystkie smutki odchodzą. Nikt nigdy nikt mi nie dał tyle poczucia bezpieczeństwa i zaufania. Wiem, że nie jestem w stanie zapewnić mu tego, tak bardzo mnie to boli, mam też poczucie winy. 
-Ej Roksano, wracaj tu do mnie, bo czuję się samotny. -zachichotał 
-Przepraszam -posmutniałam
-Co się stało? Powiedziałem coś nie tak?- zapytał zmieszany
-Nic się nie stało, jest dobrze tylko się zamyśliłam. -przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, a później Justin zaczął się do mnie zbliżać, a po chwili doszło do czegoś,czego nigdy bym się nie spodziewała. Pocałunek. Był on namiętny i przepęłniony czułością, smutkiem oraz przeprosinami, czułam jakbym była w niebie. Po chwili odsunęliśmy się od siebie i oparliśmy nasze czoła o siebie.
-Przepra-nie zdążył dokończyć, bo upadł na ziemię i się nie ruszał. Tak bardzo się bałam, w ułamku sekundy padłam na kolana przed nim i zaczęłam płakać, nie wiedziałam co robić, ale czułam jak głos, który był skierowany od mojego anioła stróża "Zadzwoń na po karetkę, będzie dobrze, a ty spełnisz swoje marzenie, spokojnie, będzie dobrze". Od razu sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam gdzie trzeba, po jednym sygnale odebrali, histerycznym płaczem im wszystko wytłumaczyłam i podałam adres, po zakończeniu rozmowy zaczęłam się modlić, czułam, że Bóg mnie słucha i chce mi pomóc, ale modliłam się dalej. W pewnym momencie drzwi się gwałtownie otworzyły, a sanitariusze zabrali Justina, a mi pozwolili jechać z nimi. Byłam wystraszona i cały czas szlochałam. Nie wiem po jakim czasie dotarliśmy do szpitala, ale nie miałam czasu o tym myśleć, cały czas myślałam o Jussie, bardzo dużo dla mnie znaczy. Na razie nie mogłam wejść do sali, w której leżał, ale cały czas stałam przy szybie sali numer 7. Właśnie tam leżał. 
Przez całą noc nic nie jadłam, a nawet nie zmrużyłam oka, stałam i czekałam, aż się obudzi, czekałam na jakąkolwiek zmianę na lepsze. Po chwili do jego sali wszedł lekarz, zbadał go i po kilku minutach wyszedł. Wiedziałam, że muszę się czegokolwiek dowiedzieć.
-Przepraszam.
-Tak? W czym mogę pomóc? 
-Tam leży bardzo bliska mi osoba i chciałabym wiedzieć co się z nim dzieje? Jaki jest stan?
-Pan Bieber ma raka nerki -kiwnęłam głową na znak, że wiem o wszystkim- musimy szybko znaleźć dawcę.
-Kto może nim być?- zapytałam z nadzieją
-Każdy kto jest zdrowy i ma tą samą grupę krwi. 
-Czy mogli byście .... 
______________________________________________________________________________
Przepraszam, ale wczoraj nie miałam kompa, dlatego jest dzisiaj, przepraszam.
Czy jest ktoś, kto by chciał być informowany o rozdziałach? 
Był ktoś na BELIEVE?
Mogłybyście polubić funpage : BELIEBERS mają ten SWAG :> DOPIERO ZACZYNAMY + JESTEM ADMINKĄ PODPISUJĘ SIĘ "Domii"
Całuję <3 

piątek, 17 stycznia 2014

Rodział 8

"Poszłam energicznym krokiem do pokoju a tam zastałam..."

Na moim łóżku siedział ciemnooki, blondyn.
-Co ty tu robisz?! - zapytałam z wielkim zdziwieniem -i jak tutaj wszedłeś?! 
-Siedzę na łóżku i czekam na ciebie, a tak po za tym to twoi rodzice mnie tu wpuścili.-powiedział lekko rozbawiony moim wyrazem twarzy.
-Baaardzo śmieszne-powiedziałam sarkastycznie, a po chwili sama się uśmiechnęłam. -Miło mi, że jesteś dla mnie taki opiekuńczy i na każdym kroku mnie pilnujesz. A chciałeś pogadać, czy co? -po chwili się do niego słodko uśmiechnęłam.
-Chciałem spędzić z tobą wieczór, romantycznie. W sumie chciałbym dowiedzieć się więcej o tobie. Wiem dużo, ale mi to nie wystarcza. -uśmiechnęłam się delikatnie.
-Cieszę się, że lubisz moje towarzystwo. Hmmm... To czego chciałbyś się dowiedzieć -zachichotałam cicho i spojrzałam w jego czekoladowe oczy, były naprawdę idealne.
-A więc... Może zagrajmy w pytania?
-Okej, zapowiada się ciekawie. Zaczynaj-rzuciłam szybko
'-Ulubiony kolor? - powiedział, a później myślał nad następnym
-Fiolet
-Jakie masz zainteresowania?
-Kiedyś grałam w tenisa stołowego, a teraz? Sama nie wiem co ze sobą robię
-Co chciałabyś robić w przyszłości?
-Chcę być dawcą. Kiedyś jak będę gotowa, to jestem w stanie nawet oddać moje serce. Nie wiem dlaczego, ale nie lubię swojego życia, wiele razy nie dałam rady i krzywdziłam najbliższych.-na to wspomnienie spuściłam głowę, a po moich policzkach spływały łzy. Gdy Justin to zauważył, delikatnie podniósł moją głowę tak, by nasze oczy się spotkały, po czym otarł moje łzy, było ich więcej i więcej.
-Proszę, nie płacz, nie lubię jak dziewczyny płaczą, a szczególnie te, na których mi zależy. Jeśli chcesz to wyduś z siebie wszystko, ja cię wysłucham i nawet jak będę w stanie to ci pomogę. Nie jesteś dla mnie obojętna. Naprawdę mi na tobie zależy.
-To miło z twojej strony, ale nie chcę cię obciążać. To naprawdę nie jest łatwe, a szczególnie jak wejdziesz w nałóg, tak, popadłam w niego.-znów spuściłam głowę, ale nie na długo. Justin najdelikatniej i najczulej pocałował moje usta, naprawdę tego było mi trzeba, tej bliskości, kogoś kto zawsze mnie wysłucha.
-Proszę powiedz, naprawdę nie chcę byś cierpiała..
-Justin to nie jest taki... -nie udało mi się dokończyć, bo brązowooki musną moje usta.
-Proszę... -powiedział najczulej jak tylko mógł
-Dobrze, ale mi nie przerywaj. Nie obiecuję, że się nie popłaczę, ale ten okres był dla mnie naprawdę trudny, nie mogłam poradzić sobie z żadnym problemem, nikt nie był w stanie. Brakowało mi tej bliskości, osoby, która zawsze mnie zrozumie, odda mi trochę cierpliwości, zainteresowania. Zawsze byłam osobą, która zawsze była tłem, nikt nigdy na mnie nie spojrzał, chyba, że musiał. Po tym doszły problemy w szkole, przyjaźnie, choroby, wycieńczenie i wiele innych. To wszystko po prostu mnie przerosło. Pewnego dnia wzięłam żyletkę, myślałam co się wydarzyło złego... Za każdym razem było coraz mocniej. Wtedy nie czułam bólu, nic mnie nie interesowało, byłam tylko ja, żyletka i myśli samobójcze. Pewnego dnia miałam się zabić, ale powstrzymała mnie moja przyjaciółka, jest naprawdę wspaniałą osobą. -po moich policzkach spływały litry łez, ale opowiadałam dalej, nie patrzyłam mu w oczy, było mi za ciężko, nigdy nie lubiłam o tym rozmawiać, zawsze tłumiłam to w sobie. Po pewnym czasie skończyłam moje wywody i niepewnie spojrzałam na towarzysza.
-Przepraszam... -widziałam jego łzy w oczach, co prawda zdziwiło mnie to, bo nie wiedziałam, że jest taki uczuciowy i myślałam, że nawet się tym nie przejmie, ale jednak...
-Za co? Przecież nic nie zrobiłeś, a teraz? Teraz to jesteś jedyną osobą, która mnie od tego odciąga.
-Roksi! To nie prawda, dopiero teraz zrozumiałem, jak cię raniłem, wiem, że byłem jednym z powodów dla których to robiłaś. Przepraszam z całego serca...
-Nie ważne, było minęło. Żyjmy chwilą. Cieszę się, że jesteś teraz, tu ze mną, cieszę się, że nawet mnie wysłuchałeś...
-Ale raniłem cię wcześniej, to mnie boli najbardziej.  Nie wiem jak mogłem być takim chamem jak nawet cię nie znałem, a teraz jesteś naprawdę dla mnie ważna, jesteś po prostu wyjątkowa.
-Dziękuję, ale proszę, skończmy ten temat, bo widzę, że na razie nie mogę do ciebie dotrzeć.
-Eh... Ok... Co dziś robiłaś? - zapytał zaciekawiony
-Naprawdę chcesz wiedzieć? -zapytałam z nutką niepokoju
-Tak.
-Byłam u lekarza, musiałam zrobić wszystkie najpotrzebniejsze badania. Wkrótce dowiesz się o co chodzi, ale na razie nie zaprzątaj sobie tym głowy. -uśmiechnęłam się do niego czule.
-Czemu ty jesteś taka tajemnicza?
-Taką mnie Bóg stworzył.
-Jesteś wspaniała, podobasz mi się taka i naprawdę mi na tobie zależy, ale wiem, że niedługo może mnie zabraknąć i nie wiem jak będę mógł ci pomóc.
-Nie zabraknie, obiecuję -musnęłam jego policzek
-Ile ci jeszcze zostało? -spytałam niepewnie...
_____________________________________________________________________________
Nie wiem czy się to wam podoba :(. Wydaje mi się, że to jest takie nijakie. Jak wam się podoba, to zostawcie po sobie jakiś ślad, bardzo mi na tym zależy, bo nie wiem czy pisać dalej. Całuję Domi ;*

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 7

"Zeszłam na dół, ubrałam buty i wyszłam..."

Na szczęście nie miałam daleko i po chwili byłam już u przyjaciółki. Bardzo lubię się z nią spotykać, ale gdy znów pojawił się Justin, jakoś nie było czasu, również mówiłam jej wszystko, ale tym razem nie mam zamiaru wygadać jej tego co planuje, chociaż będzie to trudne, bo lubię dzielić się każdym news'em z bliskimi. 
-Roxi, Roxi... Halo?!- wyrwała mnie z myślenia Lil 
-T-t-tak, przepraszam, ale się zamyśliłam.
-Okej nic się nie stało, a teraz opowiadaj wszystko!
-Ale co mam ci opowiadać. Między MNĄ A JUSTINEM NIC NIE MA, zrozum. Spotykamy się czasami jako zwykli kumple. nic więcej...
-Dobra...
-No tak!- powiedziałam troszeczkę zirytowana.
-Dobrze, nic nie mówię -powiedziała podnosząc ręce w znak uniewinnienia
-A co tam u ciebie działo się przez ostatnie dwa dni?
-Nuda, nic ciekawego. Nie miałam z kim wyjść...
-Nie jestem sama na tym świecie... Przecież mogłaś wyjść z  Alanem, kumplujecie się i dobrze wiem, że ci się podoba..
-Ale wiesz, że się wstydzę.-przewróciłam oczami, wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Alana.
*ROZMOWA*
-Hej brachu!
-Hej, jak tam?
-A w porządku, mam jedną wielką prośbę.
-Słucham uważnie...
-Bo Lil chciałaby się z tobą jutro spotkać, a się wstydzi. Co ty na to? -widziałam, że przyjaciółka nie była zadowolona, że załatwiłam to w taki sposób, ale miałam to gdzieś. Zależy mi na ich szczęściu..
-Pewnie!- czułam jak się uśmiecha.
-To odbierz ją jutro ze szkoły. Pa.
-Okeeeej, pa!
*KONIEC ROZMOWY*
Lilia domyśliła się odpowiedzi po moim wyrazie twarzy. Zaczęła skakać po całym pokoju, a ja zaczęłam się śmiać. W sumie nie spodziewałam się takiej reakcji Alana, ale nie ważne, obchodzi mnie tyle by byli szczęśliwi. Po chwili przyjaciółka zaczęła przymierzać wszystkie ubrania aby "idealnie" wyglądać. Jak zwykle nie mogła się zdecydować. Po chwili spojrzałam na zegarek i była już 15, wiedziałam, że muszę coś zrobić, więc pożegnałam się i wyszłam. Szłam w kierunku szpitala. Miałam 30 minut drogi, a jestem umówiona na 16 więc szłam powoli. Od zawsze uwielbiałam spacery, zawsze myślałam o moim życiu, które zawsze było jedną wielką monotonią, nigdy nie miałam powodu by żyć i również nie miałam dla kogo, mam nadzieję, że teraz to się zmieni, jednak nie miałam pewności. Po sekundzie wyjęłam słuchawki, podłączyłam do iphonea. Resztę drogi nie zaprzątałam sobie złymi myślami, wręcz przeciwnie. Planowałam jak ubrać się na jutro, również byłam ciekawa gdzie mnie zabierze mój przyjaciel, do którego "nic nie czuję". Nie wiem kiedy znalazłam się w szpitalu pod gabinetem. Wyjęłam słuchawki, wyłączyłam muzykę i w duszy modliłam się by wszystko poszło zgodnie z planem. Wiedziałam, że mogę żyć krócej, ale będę z tego zadowolona. Gdy kończyłam modlitwę usłyszałam moje nazwisko. Byłam bardzo zdenerwowana. Ręce mi się trzęsły, ale po chwili mój lekarz mnie uspokoił i wszystko wytłumaczył. W ułamku sekundy zaczął mnie badać, później nadeszła najgorsza część, a mianowicie pobieranie krwi, nigdy tego nie lubiłam...  Gdy doktor wyjął strzykawkę z igłą odwróciłam głowę w drugą stronę, poczułam lekkie ukucie, a po chwili było już po wszystkim. Pożegnałam się z lekarzem i dowiedziałam się, że wyniki przyjdą w ciągu tygodnia. "Hmm... pozostało mi tylko czekać.."-pomyślałam. Zamówiłam taksówkę i wróciłam do domu. Nikogo nie zastałam, ale zbytnio nie obchodziło mnie to. Poszłam energicznym krokiem do pokoju, a tam zastałam...
________________________________________________________________________
JESZCZE RAZ WAS PRZEPRASZAM! MAM NADZIEJĘ, ŻE NIE JESTEŚCIE MOCNO NA MNIE ZŁE I MI WYBACZYCIE. ZAWSZE STARAM SIĘ PISAĆ ROZDZIAŁY WTEDY GDY MOGĘ. NIC NIE OBIECUJĘ, ALE MOŻE JUTRO DODAM NOWY ROZDZIAŁ. POZDRAWIAM I CAŁUUJĘ!
+co dostałyście pod choinkę ? -sorrcia, że tak późno pytam, ale nie było okazji.

Przeprosiny

KOCHANE PRZEPRASZAM WAS , ŻE NIC NIE DODAJĘ, ALE INTERNETU NIE MIAŁAM. OBIECUJĘ, ŻE DZISIAJ DO GODZINY 23.59 POJAWI SIĘ NOWY ROZDZIAŁ. JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM Z CAŁEGO SERCA!