piątek, 21 marca 2014

Rozdział 14

"-Proszę pani..."

-C-co się stało?
-Podczas operacji Justin stracił bardzo dużo krwi. Są bardzo małe szanse na przeżycie, ale robimy wszystko co w naszej mocy. -powiedziała młoda kobieta ze skruchą. Nic nie powiedziałam, po prostu zaczęłam płakać. Kobieta podeszła do mnie i mnie przytuliła. Nie spodziewałam się tego, ale potrzebowałam tego. Po chwili zaczęłam głośno szlochać, ale nie mogłam opanować moich łez. Chłopak, którego kocham może umrzeć. Zostałam z tym zupełnie sama. Nie mam wsparcia od rodziców i brata. Jak to cudnie brzmi. Nigdy nie przeszkadzała mi samotność. Lubiłam siedzieć sama, wspominać i płakać. Zawsze wkurzało mnie to jak ktoś zadawał zbyt dużo pytań, lub jak ktokolwiek za dużo gada. Potrzebowałam bliskości mojego brata. Nie rozumiem dlaczego go tu nie ma. Zawsze się kłóciliśmy, ale po kilku godzinach rozmawialiśmy normalnie. Mam nadzieję, że za parę dni, godzin tu przyjdzie. Muszę być silna. 

-Dzień dobry.- do sali weszła kobieta z jasnymi włosami i okularami. 
-Klaudia? -szepnęłam
-Cz-cześć..
-Hej. Co Ty tu robisz?
-Jak się dowiedziałam, że leżysz tu, to od razu przyjechałam. Bałam się. Pamiętaj, ja Cię zawsze kochałam. Nawet gdy ze sobą nie gadałyśmy, to w głębi duszy wierzyłam, że jeszcze się pogodzimy i znów będziemy jak siostry. Sasana, ja tęsknię. -teraz już płakałyśmy teraz dwie.
-Chodź tu! -Klaudia podbiegła do mnie szybko i się przytuliłyśmy. Tęskniłam za jej bliskością, za jej wsparciem, pocieszaniem, wyjątkowym humorkiem i zapachem, po prostu za wszystkim. W głębi duszy wiedziałam, że już się nie rozstaniemy. 
-Cii, będzie dobrze. -wodziła opuszkami palców po moich plecach, uspakajało mnie to, jak zawsze.
-Dzię-dziękuję
-Spokojnie, pójdę zapytać się pielęgniarki co dokładnie z nim, ok?-skinęłam głową.

W pomieszczeniu zauważyłam krzyż, klęknęłam przed nim i zaczęłam się modlić. Nie powiem, że nie, ale wylałam wiele łez. Nie wiem dlaczego przytrafiło się to właśnie mu. Jak zawsze prosiłam o to samo.


"Panie Boże, proszę, aby ludziom na Ziemi żyło się lepiej,
aby każdy stawał się lepszym człowiekiem,
aby Babci w niebie żyło się lepiej,
by mój mały braciszek był tam grzeczny,
by nikt nie musiał w nocy płakać,
aby nikt już nigdy nie cierpiał.
Tym razem proszę o jeszcze jedną rzecz.
Moja Babcia powiedziała, że ten młody chłopak, którego kocham, będzie Tym jedynym.
teraz odbywa on bardzo poważną operację.
Proszę, pomóż mu, błagam!
Kocham Cię i za wszystko przepraszam.
Chcę być lepszym człowiekiem, staram się.
Wierzę, że kiedyś osiągnę mój cel.
Jeszcze raz przepraszam."

Nagle do pokoju weszła Klaudia.
-Udało się! 
-Dziękuję-szepnęłam, po czym wtuliłam się w przyjaciółkę. Wiedziałam, że dzięki Niemu się udało, znów byłam wdzięczna. On jako jeden z niewielu mnie rozumie. Jestem Mu strasznie wdzięczna, mam nadzieję, że kiedyś będę mogła zrobić to osobiście.

***

Po kilku dniach wszystko było w normie. Mogłam samodzielnie chodzić, schylać się. Lubiłam wychodzić do ogródka za szpitalem- tak, jeszcze tu jestem. Cieszyłam się, bo Justin wracał do zdrowia. Nie wiem gdzie są moi rodzice, nie obchodzi mnie to. Nigdy się mną nie interesowali. Praktycznie zawsze byłam sama. Mojego brata nigdy nie było w domu. Często wychodził z domu na imprezy, ale mu jako jedynemu ufałam.  
-Dziękuję- usłyszałam znajomy głos, ale nie wierzyłam, że to może być on. 
-Justin?!- moje oczy prawie wyszły z orbit.
-Tak...-szepnął, ja rzuciłam mu się na szyje, a z moich oczu poleciały łzy. Położył delikatnie dłonie na moich plecach i zaczął po nich jeździć opuszkami palców. 
-C-co Ty tu robisz?
-Tam -wskazał palcem w kierunku jednego z wielu okien- jest sala, w której obecnie się znajduję. Czyli mam bardzo doby widok na ogród. Jest piękny. Od kilku dni wyglądam codziennie i obserwuję jedną wyjątkową kobietę. Zastanawiam się o czym ona tak myśli, jednak w tym czasie zastanawiam  się dlaczego, ta kobieta naraziła swoje życie, ratując moje.
-Justin... Mi bardzo na Tobie zależy, ja tak bardzo się bałam. Miałeś tyle operacji. Codziennie lały się łzy. Nikt nie mógł ze mną porozmawiać, bo nie odpowiadałam. Cały czas się modliłam, abyś z tego wyszedł. Nikt mnie nie rozumiał. Justin...



______________________________________________________________________________
BEZNADZIEJAA!
BRAK WENY, ALE STARAŁAM SIĘ COŚ WYMYŚLIĆ!
ZA TYDZIEŃ BĘDZIE NA 100% LEPIEJ.
PRZEPRASZAM.
KOCHAM WAS, DOMI ;*
(KTO CHCE BYĆ INFORMOWANY, NIECH NAPISZE W KOMENTARZU ASK 'A LUB GG)

sobota, 15 marca 2014

Rozdział 13

"-Czy mogę go zobaczyć?- zapytałam z nutką nadziei..."

-Umm.. Justin nadaj jest pod narkozą.
-Nie szkodzi, chciałabym go zobaczyć.- uśmiechnęłam się znacząco
-Dobrze, zaraz zawołam pielęgniarkę z wózkiem. Na razie nie może pani schylać się i chodzić. Musi pani bardzo uważać- skinęłam głową.

 Doktor wyszedł po chwili, a moją głowę zaatakowało 5 tysięcy myśli, oczy wypełnił strach, ale starałam się wyglądać pewnie. W mgnieniu oka pojawiła się starsza, niska osoba, a na jej twarzy ciągle widniał uśmiech- zazdrościłam jej tego. Pomogła mi wejść na wózek, można również stwierdzić, że mnie na niego przeniosła, było mi niezręcznie, ale ona posłała mi promienny uśmiech, który od razu odwzajemniłam. 

Podążałyśmy korytarzem, tak jak juz wspominałam, nie lubię szpitali, bo większość z tych ludzi wyglądała jak byłaby skazana na męczeńską śmierć czy coś w tym stylu, a tak naprawdę, mieli lekkie urazy czy coś.
Gdy się tak rozglądałam zauważyłam coś na co nigdy nie zwracałam uwagi. Ludzie tu byli nieskazitelnie intrygujący. W kąciku dla dzieci siedział samotny chłopiec, który miał podłączoną kroplówkę, ale był uśmiechnięty. 

-Możemy tam podjechać? -zapytałam niewinnie i wskazałam ręką na kącik.
-Pewnie-uśmiechnęła się jeszcze szerzej, myślałam, że już bardziej się nie da, ale mnie zaskoczyła.
-Chcesz zostać z nim sama?
-Uh, mogłabym?
-Owszem-uśmiechnęłam się ciepło, a po chwili pielęgniarka odeszła do ekspressu po kawę.
-Cześć, mam na imię Roksana.
-Ceść, ja mam na imię Koldian. -jakie to było urocze.
-Miło mi cię poznać. A tak w ogóle to co tu robisz?
-Mi panią tes. Musę tutaj siedzieć bo powiedzieli, ze nie duzo casu mi zostało i muse być na obselwacji, ale z tego co wiem, to mozna mnie jesce uratowac, ale ta opelacja jest baldzo dloga, a ja z mamusią nie mam na nią pieniędzy. -posmutniał, nie zastanawiałam się długo, tylko podjechałam do niego i go uścisnęłam, było mi smutno i wiedziałam, że muszę pomóc. 
-Będzie dobrze, zobaczysz. -uśmiechnęłam się do niego, a on uścisną mnie jeszcze bardziej. -A i jeszcze jedno, nie nazywaj mnie "pani", bo czuję się staro.
-Dobze, Loksano
-Proszę pani, musimy już iść, bo niedługo musi pani wracać do łóżka.
-Okej. Do zobaczenia Kordian.

Po sekundce byliśmy przed salą numer 7, a mnie ogarnęły jeszcze większe nerwy, teraz zaczęłam panikować, Ania chyba to zauważyła.
-Jak nie jesteś gotowa to nie musisz tam iść.
-Denerwuję się, bo nie wiem co mam zrobić, ale go kocham, boję się, ale, że...po prostu musze tam wejść - Wziełam głęboki oddech i gdy tylko przejchałam wózkiem przez próg sali Justina urządzenia do których był podłączony wręcz oszalały. Podskoczyłam przerażona wpadajac w panike. Od razu na sale zaczęli sie zbierać lekarze przystepując do ratowania Justina. Mnie mimo mojej woli wyprowadzili.
- Co z nim ?! Co mu sie dziej ?! - Krzyczałąm na pielęgniarki które biegły do sali numer 7, lecz zadna nie zwrqacała na mnie uwagi. Byąłm roztrzęsiona, bałam sie o Jussa, cały czas błagałam żeby nic mu nie było. Do sali ciągle wbiegali nowi lekarze. Strasznie się bałam. Pytałam ciągle pielęgniarkę co się dzieje, ale nie chciała mi podać odpowiedzi. Zawieźli mnie do mojej sali, ja nawet nie miałam nic do gadania. Ręce mi się trzęsły, a serce waliło jak szalone. Minuty mijały nieubłaganie długo, a każda następna minuta stawała się gorszym koszmarem. Zaczęłam strasznie panikować. Mój organizm chyba był strasznie osłabiony, bo po chwili widziałam coraz większą ciemność, zemdlałam.

Byłam jakby w 2 świecie. Widziałam światło na końcu. Bardzo było tam pięknie. Nagle przed moimi oczami pojawiła się postać ubrana w białą szatę.
-babcia? -szepnęłam
-Witaj wnusiu.
-Babciu, boję się.-z moich oczu poleciały łzy
-Wiem  kochanie, bądź silna. Proszę nie okaleczaj się już. Bardzo mnie to boli. Patrzę i czuwam nad Tobą cały czas. Chcę abyś o tym wiedziała. Zawsze będziesz moją perełką.
-Babciu, potrzebuję Cię tam na ziemi! Chcę abyś była przy mnie..-teraz już się rozpłakałam
-Jestem z Tobą cały czas.
-J-j-j-jak to?- mówiłam poprzez szloch.
-Dbaj o tego tam na dole. Będę przy Tobie. Kiedyś na pewno do Ciebie przemówię, po prostu czekaj i nie pozwól mu odejść, a teraz musimy się pożegnać, czeka na Ciebie tam na dole. Kocham Cię perełko.
-Kocham Cię, babciu.

-Słyszysz mnie?-zapytał chrapliwym głosem lekarz. Zamrugałam kilka razy by przyzwyczaić się do światła  w pomieszczeniu.
-Co się stało?-zapytałam jeszcze lekko nie świadoma czegokolwiek
-Jak wiesz oddałaś szpik młodemu chłopakowi, miał on krwotok wewnętrzny i nadal trwa operacja, jest ona bardzo trudna, ale musimy dać radę. A co do Pani. Pani organizm jest osłabiony i nie może się Pani denerwować. -powiedział niemiłym tonem
-Wie Pan, że w moim przypadku jest to bardzo trudne!
-Wiem, ale proszę się uspokoić.
-Mógłby mnie Pan zostawić samą? Nie mam siły...-mężczyzna nic nie powiedział, tylko wyszedł.-Na szczęście- westchnęłam. Był on naprawdę niemiły. Miałam go już po dziurki w nosie. Po chwili zaczęłam myśleć o moim "śnie", w głębi duszy czułam, że tak jest. Pomodliłam się, zawsze czułam, że Bóg mnie słyszy, wiem, że nie wszyscy to czują. Zawsze chciałam kogokolwiek nawrócić do wiary. Religia w moim życiu stanowi bardzo dużą część.

-Proszę Pani...



___________________________________________________________________________

PRZEPRASZAM, ŻE TAK PÓŹNO, ALE NIE MIAŁAM JAK DODAĆ ROZDZIAŁ, PONIEWAŻ NIE MIAŁAM KOMPUTERA ;/// JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM. KOCHAM WAS! <3